another bridget jones diary.
wczorajsza impreza skończyła się znacznie wcześniej niż byto to przewidywanym, obczaiłam za to skalę schiza w stopniach od jednego do dziesięć.
picie na mieście w opcji mobilnie na przyszlość jest pomysłem spalonym.
slońce namolnie świeci w moje okno, powinnność sprzątania i tego typu ekscesów domaga się swego udziału w moim dziennym rozkładzie.
ale w planie mam spacer z elvem w moje ulubione miejsce z moją ulubioną muzyką i umiejscawnianie wszystkiego w magicznym miejscu.
podchodzę do życia trywialnie mianem problemu określając fakt posiadania za długiej grzywki.
święta są od tego żeby się obijać.
ciekawa jestem jaki poziom debilizmu wyznacza stopienie klawiatury suszarką do wlosów.