To niesamowite tak bardzo chciałabym już 30 czerwiec. Nie chodzi o to, że będę wakacje, ale chodzi o to, że zobaczę te twarze znowu, co mnie cieszy, wrecz cholernie cieszy. Żyjemy w takim świecie, w którym ciągle gdzieś biegniemy, w przenośni i w realiach, rzadko kiedy jest czas na odpoczynek, na zwykłą, normalną rozmowe z kimś bliski oddalonym wiele kilometrów. Ciesze się, że zobaczę ich, a po dzisiejszm śnie moja chęć jest jeszcze większa. Nie spodziewałam się, że to wszystko aż tak sie potoczy, że kolejny rok spędzimy razem wakacje i to tak szybko, ale może to i fajnie, być może to będzie świetne rozpoczęcie wakacji.
Co do szkoły. Mam wiele wątpliwości. Z jednej strony chciałabym zostać w Bydgoszczy - wiecie poziom niby większy; nauczycieli już znasz, wiesz czego możesz się spodziewać, a czego nie; wiesz, że do matury zostaniesz dobrze przygotowany i masz duże szanse na dostanie się na medycynę. Z drugiej strony Tuchola to opcja nie wymagająca wiele wysiłku jeżeli chodzi o wstawanie, poziom no niby jest dobry; nauczycieli nie znam, a w prawdzie dużo o nim słyszałam - ale jak dobrze wiadomo nie zawsze można sie opierać na czyichś opiniach. Ale Tucholi strasznie się boję. Może wiele osób teraz mnie wyśmieje, albo zdziwi się, że jak można bać się szkoły. A więc sprostuję. Nie boję się szkoły, ani ludzi, tylko akceptacji i wyrozumiałości. Nie lubie otaczać się ludźmi, którzy sami nie wiedzą co w drugiej chwili mają ze sobą zrobić. Tak więc nie podjęłam żadnej decyzji i tak sobie myślę, że podejmę ją dopiero na sam koniec za pomocą wyliczanki. Bo nawet robiąc sobie na kartce plusy i minusy, wypisując wszystkie wady i zalety tabela jest wyrównana. Kiedy jest dobrze, kiedy wszystko układa mi się tak jak powinno i cieszę się dniem to naprawdę wybrała bym Tucholę, ale często tutaj są takie dziwne problemy, których ciężko jest się wyzbyć będąc ciągle "nowym", "niepasującym","innym" i "odrębnym" od pozostałych. Mówią, że strach motywuję nas do działania - możliwe, ale na dzień dzisiejszy nie wiem czy to strach mnie motywuję, czy chęć zrobienia czegoś innego, całkiem nowego. Nie proszę innych o podjęcie za mnie decyzji, ale często pytam się co by zrobili. I bezmyślnei odpowiadają: "Tuchola", "Tuchola"! Tylko to nie jest taki prosty wybór, zakończenie wszystkiego co w Bydgoszczy będzie trudniejsze dla mnie niż myślałam, bo to taki rdzeń mnie, ogromny kawałek siebie, który tam zostawiłam, z wielką nadziejom, że coś dobrego zrobiłam - coś na co ludzie będą zwracali uwagę i coś co będzie podziwiane.
Wiecie, jest mi dobrze tak jak jest - chwilowo. Mam czas dla siebie, nie martwię się czy mój chłopak poświeci mi chwile czy też nie. Żyje sama dla siebie, uczę się sama dla siebie, robie wiele rzeczy sama dla siebie. Mam wiele czasu teraz na przemyślenia - chociaż w rzeczywistości słowo "wiele czasu" ogranicza się do tego, kiedy to idę spać i leżac w łóżku myśle o wszystkim. Tak się składa, że akurat ja zbyt wiele czasu nie posiadam, a jesli posiadam, to staram się go dobrze wykorzystać - dla siebie, ale często dla innych. I tak mnie zastanawia to, że właściwie nie mam z tego wielkich korzyści. Pomaganie innym wcale nie jest takie ciężkie, najcięższe jest bowiem to, że liczymy na to, że ktoś nam się odpłaci tym samym, a to jest często błędnym myśleniem, bo wielu ludzi przyjmując pomoc, jest wdzięczny, ale nie odpłaca sie, bo często jego problemy strasznie go interesują, a kogoś kto obdażył go niesamowita empatią już nie. I takie jest nasze zycie teraz. Oczywiście sugeruje tutaj takie przypadki, nie uważając, że wszyscy ludzie tak robią, bo każdy jest indywidualnością, odrębną cząstką - więc nie można mówić o wszystkich. A czemu tak właśnie myślę? Kiedy już umiemy się z kimś czym dzielić, a to i tak wielka sztuka, bo kto teraz potrafi włożyć na tacę w kościele 1zł, którą dołożył byś do piwa na imprezie i stwierdził, że nie opłaca ci się wrzucić tej monety bo co to 1zł w końcu- to jest jeden z myślę najpopularniejszych przykładów to liczmy na korzyści. Żyjemy teraz w jakiś błędnym kole, sami prowadzimy do autodestrukcji, nie dlatego, że świat się rozwija technologicznie, tylko dlatego że naszymi wzorami i autorytetami są rzeczy, osoby sławne, a w gruncie rzeczy, jakby się tak bliżej zastanowić to nie ma najmniejszego sensu. Bo zobaczmy skoro wzorujemy się na człowieku, który co rusz popełnia karygodne błędy (a to komuś wleje, a to się na ćpa, a to pokaże dupe na okładce magazynu, który sprzeda się jak ciepłe bułeczki) i jest dla nas wzorem, bo jest ładny, dobrze śpiewa, i załóżmy robi niezłe show na scenie w kulach ognia. Czy ktoś się kiedyś nad tym zastanawiał?
Mamy piękną wiosnę w tym roku, po tak "ciężkiej" zimie chyba się należy.
Całuski :)