Hej, co słuchać? Jak się masz Andziu?
Jestem zdenerowana, ostatnio jakoś w ogólnie kłębek nerwów ze mnie się zrobił. Mam przed sobą wiele, niebywale ważnych decyzji do podjęcia, wiele trudnych decyzji. Niby znam na nie odpowiedzi, ale kiedy bardziej się nad tym zastanowie to jednak coś istotnego mi umyka, a mianowicie ta pewność podjętej decyzji - pewność jej właściwego wyboru. Wiecie? Kiedyś walczyłam o to, żeby ludzie strasznie dobrze o mnie mówili, dobrze myśleli, bez żadnych złych rzeczy. Ale jak tak z czasem człowiek sobie żyje, z biegiem lat okazuje się, że czy robimy dobrze, czy źle, dla równieśników nie ma to istotnego znaczenia - jak będą chcieli i tak "obrąbią ci dupę" z twoimi niby najlepszymi przyjaciółmi. Ktoś się mnie kiedyś zapytał czy to moje notki są prawdziwe czy ja udaje na żywo kogoś zupełnie innego. A więc, każdy ma tam swoje jakieś dwa oblicza. Lubie się śmiać, żartować i spotykać się z masą ludzi, poznawać ich, zaprzyjaźniać się - tak jest. Natomiast jesli chodzi o drugą stronę. Każdy ma jakiś tam swój sposób na "odreagowywanie" bądź "odstresowanie się" w danej chwili, w danym czasie. Oto mój sposób w całej okazałości. W życiu codziennym musimy odnajdywać w sobie różne cechy, których gdzieś tam w głębi nigdy byśmy nie chcieli wyciągać. To jest właśnie zmierzenie się z rzeczywistością. Ile razy musisz robić coś w brew sobie mimo tego że bardzo tego nie chcesz, a robisz to bo tak wypada, albo bo ktoś mówi że tak trzeba, że tak musi być. Ja naszczeście nie mam z tym tak dużego problemu jak niektórzy. To właśnie moje przekleństwo. Mówie za dużo, w nie odpowiednich momentach, nie chcąc źle, a robiąc źle. Powinno sie mówić, że "zawsze lepiej zapytać, niż żyć w domysłach". Niby zasada prosta, spójna, mocno docierająca do drugiej osoby. W realiach nikt z nas nie chce być odrzucony przez to że ma swoje własne zdanie. Spotkałam się osobiście z wieloma przypadkami, kiedy to mówiąc coś co mi leży na sercu ktoś mnie skreślił, bądź odrzucił. I tak często bywa, że ludzie nie chcą widzieć swoich błędów, w czyimś oku drzazgę widzą, ale w swoim belki niestety nie. I to jest własnie przykre, że wytykając komuś błąd zostaniemy oczerniani. Oczywiście, bywa tez i tak, że robimy to na złość, żeby ktoś tam inny źle sie przez nas poczuł. Ja również tak czasem robie, ale z czasem jak człowiek o tym myśli to tego gdzieś tam w podświadomości żałuje.
Kolejna sprawa. Boje się swojej przyszłości, cholernie bardzo. Zauważyłam, że Tuchola to takie miejsce, w którym 20 % ludzi to twoi przyjaciele, a 80% ludzie, którzy obrąbią ci dupę od góry do dołu z czystym wyrachowaniem. Nie wiem jak ludzie zaraagują na to kiedy na dworcu pojawię się ja. I teraz pytanie, w sumie mogła bym żyć nieistotnie, nie odzywać się i przeżyć jakieś tam 3 lata głupio, niewykorzystując czasu, który jest mi dany. Chciałabym coś wnieść do mojego "nowego świata", tylko głęboko rozczaruje się widząc, że inni mi na to nie pozwolą. Tu nie chodzi o rewolucje, ale ja wiele rzeczy inaczej widzę i spostrzegam niż osoby mnie obecnie otaczające. Chciałabym móc sie z tym jakoś podzielić.
Ktoś zapytał na formspringu jak moje zycie towarzyskie (czyt. miłość). Nie zawaham się odpowiedzieć, że fatalnie.