no, to jutro wyruszam.
Myślę o rzeczach, które będą zmieniać się tu, w moim Gdańsku, kiedy mnie nie będzie. Myślę o tym, jak zmieni się moje podejście do tych spraw które zostawiam.
Świat stoi w końcu otworem, w końcu stoje w progu, żeby po jego przekroczeniu zacząć podróż, na którą czekałam, która była mi potrzebna od stycznia.
Najdziwniejesze jest to, że po raz pierwszy w życiu- boję się. Mam w głowie słowa, poczciwego Hobbita, który tak jak ja wyruszył tam i spowrotem.
"Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo powiadał nieraz. Trafisz na gościniec i jeśli nie powstrzymasz swoich nóg, ani się spostrzeżesz, kiedy cię poniosą."
Z jednej strony, to strach przed samą podróżą na dziko, swego rodzaju dojrzałość, która nauczyła mnie przewidywać. Świadomość niebezpieczeństwa. Chyba przez ten rok stałam się większym tchórzem niż kiedykolwiek.
Z drugiej, obawiam się, że nie będę umiała wrócić.
"Potrzebuję wakacji, bardzo długich wakacji. I nie spodziewam się z nich wrócić"
Każda podróż, jest dla mnie donorem doświadczeń, piękna i uniesień. Oprócz tego, jest też swego rodzaju terapią. Więc strach i wszystkie śmieci zostawiam w trójmieście. Plecak już spakowany, BAŁKANY NADCHODZĘ.