Kurwa dlaczego to musi być takie skomplikowane!!! Dlaczego dostajemy zawsze kłody pod nogi? Dlaczego zawsze zostajemy zrozumiani opacznie? kurwa kurwa kurwa... jestem po prostu bezsilny, liczę na jakiś głupi łut szczęścia, i tak rozpierdalam wszystko dokoła. a niby to tylko kwestia zaufania, zaufania które nie mogę zdobyć. może faktycznie lepiej się zamknąć, udawać, że wszystko jest ok kiedy nic nie jest ok. z dnia na dzień jest coraz gorzej aż w końcu nadchodzi taki moment że przerasta nas to. postanawiamy złamać postanowienie i ujawnić się z powrotem, a wtedy jesteśmy źli na samych siebie, że to zrobiliśmy. ale czy tak jest właściwie? mam uciekać, chować głowę w piasek i pogłębiać się w tym coraz bardziej? jeśli się schowam to wpadnę w jakąś dziwną pętle powtarzalności, a wtedy dopiero się zacznie. nie skupię się na niczym bo ciągle będę się zastanawiał czy postąpiłem słusznie.
...
tyle lat już straconych upłynęło, a ja jestem bezsilny. jestem bezsilny bo nie osiągnąłem niczego. nie mam niczego, nie mam nikogo. a najbardziej wkurwiający jest ten ułamek nadziei, ta jedna tysięczna procenta która nagle rozrasta się do gigantycznych rozmiarów balona, o którym wiem, że w końcu i tak pęknie, a mimo to dalej pompuję go. a gdy pęknie mam dość wszystkiego, odebrane jest to całe powietrze, które zmarnowałem. dlaczego ja jestem taki skomplikowany, dlaczego się boje, dlaczego tyle razy się pomyliłem. ja nie mogę się mylić, nie mogę, z każdą pomyłką odpada jakaś cząstka, jakiś kawałek, który potem jest nie do odnalezienia. to wszytko jest gównem, to całe chore myślenie postrzeganie świata.
...
może faktycznie miała racje, może to to środowisko. nie ma ludzi dobrych i normalnych. tylko czy gdzieś indziej byłoby inaczej. czy świat mógłby być idyllą, sakralnym miejscem w którym byliby tylko wybrani przez nas. tylko czy jest ktoś kogo mógłbym wybrać?
...
gdy zaczynałem pisać czułem optymizm, wiele rzeczy mi się udawało, jednak wraz z upływem czasu to się pogłębiało. byłem za słaby żeby powiedzieć prawdę, byłem za słaby żeby uciec. myślałem, że od czasu do czasu zdarzało się coś dobrego, a to było tylko oszustwo, fatamorgana, zjawa która potem niszczyła mnie ze zdwojoną siłą. teraz chyba sięgnąłem dna. za każdym razem łudziłem się jutro jest nowy dzień, nowy tydzień, miesiąc, rok, a do teraz nie zmieniło się nic. dobiła mnie ta rozmowa bo zrozumiałem że przez cały czas jedynym moim przyjacielem była moja druga osobowość, że zdany jestem tylko na siebie i w tej chwili mam zamiar się poddać, bo wiem, że nikt nie przyjdzie i mi nie pomoże. bo kto może mi pomóc skoro straciłem zaufanie nawet do samego siebie...
...
ten wpis będzie ostatni na tym blogu. moje pokrojone poczucie rzeczywistości kazało mi to pozostawić dla siebie tylko kilka osób to zobaczyło. chciałem żeby ktoś to zrozumiał, ale jak widać nic to nie dało, bo jak się okazało w porównaniu z rzeczywistością była to tylko jedna wielka ściema...