Ile razy tak mieliśmy, że zamiast myśleć i skupiać się na sprawach obecnie najważniejszych, rozmyślaliśmy o tym jak fajnie było w przeszłości? Stanowczo zbyt wiele... No cóż nigdy nie mogłem narzekać na swoje życie. Może z tym nigdy to przesada, ale wiadomo, że nie możemy być do końca z wszystkiego zadowoleni. Miałem to szczęście, że zawsze byłem otoczony przez ludzi z którymi sie dogadywałem i czułem dobrze. Taki już mój skomplikowany i pojebany charakter że często zrażam wszystkim po pewnym czasie do siebie. Na szczęście jest garstka osob ktorzy to rozumieją i mimo moich głupich docinek tudzież innych niestosownych zachowan nadal mnie tolerują. Jak wie zapewne każdy, a przynajmniej kazdy powinien sie predzej czy poźniej dowiedzieć. Z czego to wynika, że jednych akceptujemy bardziej a innych mniej? Z naszego charakteru, wychowania a moze czegoś innego?
Przez ostatnie póltora roku bardzo się zżyłem z wszystkimi. Nawet nie myślałem, że tak bardzo będzie mi brakować pewnych przyzwyczajeń które stały sie swoistym rytuałem, bez którego brakuje mi czegoś. O sali juz pisałem co piątkowe czekanie na chłopaków, potem pójście wyżycie się z nimi zrelaksowanie się ;)ale to nie tylko to. To także wieczorne wychodzenie na piwo, wieczny problem z tym gdzie iść ;), to niezapomniane tripy z "najmniejszym", na których gadamy niby o pierdołach o sporcie transferach czyli rzeczach zupełnie błahych, ale sprawiających ogromną satysfakcję. Czasami też sie łapiemy na tym, że wspominamy minione imprezy, czego to sie nie robiło, ale wtedy jest inaczej... mówiąc kolokwialnie fajniej ;) To także kokretne imprezy ustawianie sie na wódkę, wyjazdy. To msze polowe, to także siatkówka w lato, jezioro, plaża... Dopiero człowiek zdaje sobie sprawe jak ważne są takie rytuały gdy z jakichś przyczyn nie może ich wykonywać. Bardzo często sie łapie na tym, że budze się ze świadomością tego, że jestem w swoim łóżko i zaraz trzeba wykonać telefon i wyjść... i wtedy otwieram oczy i faktycznie jest w swoim łóżku ale oddalony 180 kilometrów od domu... To nie tak, że tutaj jest źle w końcu tutaj też są ludzie z którymi czuje się swobodnie. Jednak niektóre rzeczy zakorzeniają sie w nas tak głeboko, że trudne jest od razu "wypielić"...
Zawsze uwielbiałem rozmawiać z ludzmi. A w szczególności słuchać co mają do powiedzenia ;) Czasami można dowiedzieć sie o nich ciekawych rzeczy. Nie chodzi mi o "plotkarstwo" nie obchodzi mnie kto gdzie mieszka ile zarabia itd. Po tym co mówi inny człowiek możesz się dowiedzieć jaki tak naprawde jest, co go interesuje, co sobą reprezentuje. Powiecie, że to banalne stwierdzenie, no coż jednak nie każdy patrzy na to w taki sposób jak ja. Strasznie uwielbiam poznawać nowe osoby, to tak jakby układanie puzzli, wciąga strasznie, masz ochote je skończyć, ale zawsze jakiś się zgubi i nie możesz ułożyc całego obrazka ;) I to jest własnie najpiekniejsze, że mimo tego, że wkładasz kogoś w jakieś określone schematy za każdym razem możesz dołożyć kolejny kawałek układanki który dopełnia obrazek i może zmienić jego kolory ;)