Dzisiaj po lekcjach mam angielski. To najgorszy dzień w ciągu tygodnia. Przychodzi do mnie studentka, która umie mniej niż ja (do każdej lekcj przygotowuje się prawie 3 godziny-jej słowa) i gada ze mną 2 godziny (!) o niczym... No cóż jakoś to przeboleć muszę, a w nagrodę jutro do szkoły idę na 10.30! O tak, takie dni lubię. Dzisiaj na razie ładnie, zaraz zjem obiad i dopiszę do bilansu. W sumie to potrafie się kontrolować i jeść te 1500 kcal. Bałam się, że popadne w skrajność i będę się nieprzyzwoicie obżerać, a tu proszę, idzie zgodnie z planem.
Bilans:
ś: muesli z mlekiem i suszonymi morelami, 1 czekoladowa pralinka (420kcal)
2ś: wafel ryżowy cienki, gruszka (90kcal)
o: kawałek łososia (ok 35-40g), pieczona papryka (1/4), pieczarki (2) i 5 plasterków zapiekanego z mozzarellą i pomidorem bakłażana (400kcal)
k: ... tu planuję coś słodkiego w kawiarni, albo lody <3
Uhu, mam jeszcze do dyspozycji 600 kalorii, ale będzie impreza ;P
Edit. Na kolację wypiłam latte z syropem karmelowym koło 270 kalorii i eklera ok 200 kalorii.