Skończyłam dzisiaj czytać tę książkę i postanowiłam w ramach szlifowania umiejętności pisarskich napisać o niej recenzję. Ostrzegam, będą spoilery. W sumię spróbuję tu zawrzeć moje wrażenie na temat drugiej i pierwszej części. I cóż, mam tyle negatywnych odczuć co do tej serii, że nie wiem od czego zacząć. Może zacznijmy od postaci Tessy, bo to jednak od niej zaczyna się cała opowieść. Nie będę streszczać całej książki, skupię się raczej na tym co mnie najbardziej uderzyło. W każdym razie wszystko zaczyna się od tego, że Tessa wyjeżdża na studia, wprowadza się do akademika i od pierwszego dnia zaczyna się jazda. To co wkurza mnie w Tessie (a może bardziej w tym jak pisarka ją wykreowała? W końcu hej, co Tessa jest winna, że stworzono ją taką?) to jej zakłamanie i hipokryzja. I jej chęć przypodobania się wszystkim. I jej przekora, aby zawsze robić odwrotnie niż ktoś jej radzi. I jej niby pozowanie na dorosłość a zachywanie się jak dziecko w wielu sytuacjach. Tessa początkowo jest bardzo skromna, ubiera się skromnie, nie maluje się, lubi wszystko planować, być zawsze do wszystkiego przygotowana, jest osobą spokojną, kochającą ład i porządek. No i ma chłopaka, który jest jej najlepszym przyjacielem od dzieciństwa. Jej chłopak Noah wybiera się na studia za rok, a więc Tessa wkracza w akademickie życie nie mając nikogo znajomego u boku. Szybko jednak wkręca się w to nowe życie, głównie dzięki swojej współlokatorce Steph. Dobra przyspieszmy trochę tempa. Jak na to, że Tessa jest tak bardzo ponad wszystko, jest taka dojrzała, kulturalna, grzeczna, ułożona, to jednak bardzo łatwo ulega wpływom innym i bardzo łatwo uwolnia się od zasad które niby były podstawą jej charakteru. Gardzi bezsensownymi imprezami, pijaństwem, obleśnymi zabawami na imprezach, a jednak zawsze jakoś przypadkiem trafia na takie imprezy, za dużo pije i zachowuje się później jak idiotka. Oczywiście następnego dnia tego żałuje, ale tydzień później jest to samo. Najbardziej jej wkurzająca cecha to sposób w jaki traktuje ludzi. A może to w jaki sposób ludzie traktują ją. Wszyscy ją ubóstwiają. Wszyscy komplementują jaka jest miła i piękna. Każdy facet chciałby ją mieć. Tessa w sekundę zdobywa sympatię wszystkich. No może nie wszystkich, dlatego bardzo ją dziwi i boli, kiedy ktoś jednak jej nie lubi, bo przecież ona, zawsze taka miła, nie dała nikomu do tego powodu. Kiedy ojciec Hardina ją poznał, uznał, że jest tak cudowna, że poleci ją swojemu przyjacielowi który prowadzi wydawnictwo. A ten, od razu na pierwszym spotkaniu zaproponował jej płatny staż i własny gabinet. I nie mógł jej się nachwalić, mimo, że Tessa tylko robiła to co zawsze, czyli dobre wrażenie. Oczywiście praca Tessy, która polega głównie na - a)jedzeniu pączków, b)plotkowaniu z Kimberly c)pieprzeniu się z Hardinem i wychodzeniu wcześniej z pracy - jest wprost nieoceniona, a jej pracodawca pieje nad nią z zachwytów przy każdej okazji. No dobra, powiedzmy że tak wygląda normalne życie. W książkach. Tego typu. Tessa nie miała też problemu żeby zdradzić swojego chłopaka. Autorka uczyniła z niej dziewczynę która czerwieni się na dżwięk słowa penis czy seks. No i okres, ale to już hit, o którym może wspomnę później. W każdym razie ta cnotliwa Tessa czuje taki pociąg do Hardina, że nic nie jest w stanie ją zatrzymać. Kiedy się z nim całuje, spycha całkowicie myśli o Noah. Kurwa, ona nawet nie ma wyrzutów sumienia. Ona nie martwi się tym, co zrobiła, tylko tym, że jej chłopak się o tym dowie. Kiedy się dowiaduje, ta próbuje go przepraszać i obiecuje, że nie będzie sie już zbliżać do Hardina. Po mniej więcej tygodniu czy dwóch on jej wybacza, a ona natychmiast leci całować się z Hardinem. Wkrótce przekracza kolejne granice i pozwala sobie zrobić palcówkę. Kiedy Noah przyjeżdża do niej niespodziewanie i na scenę wkracza też Hardin, Tessa każe wyjść swojemu chłopakowi. W sumie już byłemu chłopakowi. I tak bardzo rzuca się w związek z Hardinem, że o Noah przypomina sobie dopiero kiedy ten dzwoni po jakimś czasie zapytać czy wszystko ok. Tessa w ogóle myśli tylko o sobie. Nie ma przyjaciół, a o tych których od biedy można by nazwać przyjaciółmi, przypomina sobie tylko wtedy gdy czegoś potrzebuje. Jeśli ktoś czytał tę książkę to wie, że Tessa dzwoni albo do Zeda albo do Landona tylko wtedy kiedy potrzebuje żeby ją ktoś podwiózł lub właśnie pokłóciła się z Hardinem. Pozuje na silną, niezależną i samowystarczalną, ale ona nie potrafi sobie kompletnie poradzić sama. Zawsze musi mieć przy sobie kogoś kto powie jaka jest cudowna i jak bardzo ją chce. Tessa jest też mistrzem żeby zawsze być poprawną, grzeczną dziewczynką. Kiedy widzi jak Hardin traktuje swojego ojca, zaczyna go karcić, mimo że ten mówi jej, że ma powody żeby go tak traktować. Jej jednak bardzo to przeszkadz bo to jednak jego ojciec i przecież powinien się starać mieć z nim dobry kontakt. Jednocześnie potrafi nazwać własną matkę suką, wyrzucić ją z pokoju i powiedzieć, że nie chce jej więcej widzieć. Oczywiście jej matka była suką, ale taka osoba jak Tessa nie powinna mówić czegoś takiego. No i oczywiście kiedy tylko grunt zaczął jej się palić pod nogami to pierwsze co to zadzwoniła do mamusi i pojechała do niej, bo nagle nie miała gdzie mieszkać. Bo po jakimś miesiącu czy dwóch jak znała Hardina postanowiła z nim zamieszkać. Kurde nawet nie chce mi się już komentować jej osoby, Hardina w sumie też nie. Jego postać nie jest nawet taka zła, ale to co mi się nie podoba to to, że autorka pokazuje ich miłość jako coś pięknego, trudnego ale przez to cudownego. Łobuz kocha najbardziej - to kwintesencja tej książki. Po co komu trwały, spokojny związek. Wylewanie łez co najmniej raz w tygodniu, kłótnie, szarpaniny, demolowanie mieszkania - to jest życie. Autorka pokazała, że Tessa wcześniej była w nudnym, przewidywalnym związku. Ale Hardin wywrócił jej życie do góry nogami. I całe to zagmatwanie, te góry i doły, rzucanie się i wracanie do siebie jest pokazane jako coś dobrego. Naprawdę nie chcę myśleć jakie wyobrażenie idealnego związku będą miały nastolatki po przeczytaniu tej książki. W ogóle relacja Tessa-Hardin wypełnia książkę aż po brzegi. Oni ciągle się kłócą, godzą, kochają i nie pozostaje miejsca na nic innego. Gdyby spojrzeć na pierwszy tom i zebrać do kupy dialogi Tessy z innymi osobami niż Hardin to wyszłoby tego może z 20 stron. I największy grzech pisarki to według mnie to, że wszystkie postacie są u niej płaskie i jednowymiarowe. Kiedy Tessa jest szczęśliwa to jest szczęśliwa, kiedy jest zła to jest zła, kiedy przejmuje się Hardinem to myśli tylko o Hardinie. Autorka nie potrafi włożyć w jedną osobę więcej niż jedną emocję. Kiedy Tessa wybacza Hardinowi to, że odebrał jej dziewictwo w ramach zakładu, to natychmiast zachowuje się tak jakby Hardin dostał czystą kartę. Być może Tessa jest aniołem, ale dla mnie nie jest to normalne. Pisarka miała pole do popisu, Tessa w ciągu trzech miesięcy: poszła na studia, zerwała z chłopakiem, znalazła nowego, zamieszkała z nim, znalazła pracę (staż), zerwała kontakt z matką, całowała się z większą liczbą facetów niż przez całe życie i wiele innych małych rewolucji. A mimo to pojemność emocjonalna Tessy jest tak mała, że potrafi się przejmować max jedną rzeczą. Pisarka nie potrafi zbudować postaci i tyle w temacie. Może po kolejnych częściach jeszcze coś dodam.
PS. Co do tego okresu, to w drugiej części Hardin pyta Tessę czy ma okres. Ta oblewa się purpurą i zaprzecza. Jprdl. Oboje są dorośli. Mieszkają razem. Akcja toczy się w XXI wieku a nie w średniowieczu. Mimo to Tessa ucina temat i nie chce kompletnie słyszeć o takich rzeczach. Nawet nie wiem jak to skomentować. Inna sprawa to to, w jakim świetle autorka stawia kobiety, wystarczy przyjrzeć się jak są one wykreowane, jak bardzo zależne od mężczyzn. Pokazano je jako męczennice, które wszystko muszą wybaczać w imię miłości, te dobre, idealne, strażniczki domowego ogniska. Jedna powieść i stulecia feminizmu poszły się jebać. Nie no, mam nadzieję, że jedna książka nie może zrobić tyle złego. Chociaż patrząc na ogólną ocenę tych książek na lubimyczytac.pl jestem nieco przerażona.