Zagościłaś w mym sercu, bo chciałaś bym Cię poczuł
jak roślina wyschnie znów, to zaraz spłynie z oczu
to czym wypełniasz je, od kiedy gościsz we mnie
po czym sny spełniasz w dzień od biedy swoim pięknem
Byłem i nadal jestem, jak ta roślina w suszę
żyję i działam, lecz chcę zaznać choćby smaku muśnięć
czyli namiastki tlenu z gorącym uczuciem w parze
bym dziś nakarmił ten mój wciąż oschły budulec marzeń
Zbuduję zasięg jak dawniej tym, czym teraz zrujnuje czas ten
na napisanie po czasie odważnej sentencji w prawdzie
Spróbuję zatem: szukam Cię, lecz nie mogę znaleźć
ukaż się, bym wgląd miał gdzie ukradkiem wtargniesz
Lecz i tak obawiam się, że Cię nie znajdę w całości
co najwyżej w namiastce wśród ludzi u których zagości
taka sama potrzeba - bym dostrzegł Cię w marzeniach
po to by urzeczywistnić to, na co mi pozwala nadzieja
Więc jeżeli Ciebie już nie ma, to nie chcę bez niej umierać
dlatego mnie tak bardzo uwiera pustka, w której znów czekam
obecnie wśród lat, a być może również wśród dekad
na to bym biegał - bo bez Ciebie mogę tylko tu pełzać
Chcę przez ten list ujrzeć Twój pejzaż tu i teraz
by poczuć multum szczęścia i mógł już wrócić z wszechmiar
w jednym kawałku z miejsc tak odległych gdzie Cię szukałem
gdy swe złamane serce w kawałkach dawać im znów chciałem
Im, czyli właśnie Tobie w Twej jak najpiękniejszej odsłonie
wśród tylu kobiet, przez które ciągle wierzę w swój rozejm
z samym sobą, tak by odtąd wtłoczyć mógł we mnie
cały kolor gwiazdy obłok - tak w nocy, jak i we dnie...
Jestem w takim stanie, że jest mi tym łatwiej nanieść
to wszystko co mam teraz w planie, póki mi nie szwankuje pamięć
obecnie przypuszczam że to morze łez z czasem da chęć
do tego by uznać że z korzeniem wyrwę chorobę, której brakuje manier
Bo to chyba właśnie przez Nią co jakiś czas płaczę
próbując się podnosić za każdym razem, gdy w porę nie wstanę
a jak już się poruszę, to z wzruszeń obudzę to co zaniedbane
by się w końcu położyć, gdy zrozumiem że wcale tak nie chciałem
W tej chwili piszę ten wiersz trochę tak, jakbym się żegnał
zanikła we mnie chęć by sobie obiecać tak liczne przejścia
oraz drogi, które mnie inspirują do napisania wiersza
lub by poznać z mnogich wnętrz namiastkę siebie, i na lepsze się zmieniać
Wszystko przejęła rutyna, która stanowi przepaść
ona się ukrywa jak covid w klimacie wojny teraz
a ja napotykając na czeluść, odnajdę się w snach przeważnie
robiąc sobie na przekór - to coś jak depresja z letargiem
Nieważne jak to określić, ważne że motywacja z inicjatywą
już nie planują niespodziewanych u mnie odwiedzin
było mi lepiej dotykać spraw czyichś na żywo
aniżeli teraz, gdy czuję się nikomu niepotrzebny...
Od jakiegoś już czasu coś we mnie umiera
to mnie martwi w trójnasób, bo ponad tydzień się zbieram
do tego by cokolwiek napisać, lecz mi się udziela
nastrój, w którym granica sprawia, że się nie chcę już zmieniać
Zaczyna mi chyba mocno ciążyć ta trzydziestka
która oddala choćby namiastkę chęci na zwycięstwa
rzecz jasna z samym sobą, a góra coraz bardziej się wypiętrza
na którą wchodziłem dotąd - nie mam już chęci by być gdzieś tam
Właściwie sam już nie wiem dotąd prowadzi horyzont
wolę odpocząć niż wdrapywać się ciągle do nikąd
tym bardziej że w pojedynkę się dzieje to wszystko
teraz się rozejrzę czy ktoś nie nadchodzi skądinąd
Doszedłem do tego, że od szlachetnych kamieni
wybieram tańszy zamiennik, niekoniecznie ze srebra
bo to wszystko co mnie spotyka tutaj na ziemi
nie ma znaczenia, gdy przede mną jest wszechświat
I tak jest podejrzewam z każdym - ten kac moralny
związany z przemijaniem dopada w ten czas odważnych
tak samo jak i tych biernych - bo nasz żywot niby coś znaczy
ale tylko dla garstki tych przyjemnych chwil i postaci
Chcę dołączyć do Was, jednocześnie żyjąc pełnią życia
mimo że zło toczy coraz szersze kręgi z ukrycia
a w zasadzie jest na piedestale nie od dzisiaj
tylko od dawna dawien - lecz mnie mimo to nie struł ten życia liszaj
Najmniej o Was wiadomo - właśnie to mnie pcha w wasze kręgi
uczę się od lat żyć na nowo, bo chcę na zawsze skreślić
cały stracony czas za sobą - okiełznać dawne lęki
związane z namową kogoś, bym ciągle starał się wielbić
jeszcze bardziej i jak najmocniej czyjeś kompleksy
nie wiem nawet kim byłem ja dla kobiet z tychże obietnic
ale wiem czego pragnę - aby kiedyś znaleźć i mieć pewność
że zapewne go znajdę - czyli bezpieczny rejon przez ciemność
Posiądziecie kiedyś ziemię na własność, więc jest Wam łatwiej
ja chcę tylko wiedzieć tak bardzo: Czy jeszcze mam szansę?
Czy będzie mi dane - będąc niczym - w namiastce chociaż ochłonąć?
Czy mam już dziś iść tak jak zawsze, gdy Cisi z czoła pot otrą?
Przecież ja drodzy Cisi chcę być tylko jednym z Was
wyszło mi na korzyść zbierać nić i przeżyć, by zakopać przeszły czas
Muszę tylko przez to życie obficie wciąż dreptać
by już jako jeden z Was przejść przez nie po nitce do kłębka
Rzekomo gorszące chwile dla ogółu, są najpiękniejszymi chwilami dla jednostki...
Wstałem rano - szklankę z kawą napierając piję
ale jak ją z czasem kładąc na ten chaos i chlew
zamierzając nanieść jakość na wers albo i wiersz
pamiętam wciąż - zawsze sprawdź co za tekst na złość piszesz
A czemu na złość? A bo od dziś mam z tym problem
Ależ tu grafomanią trąci... - jak z tych wspomnień
znaleźć zbiór, albo patos choćby? - każdy człowiek
na przekór da coś z karkołomnych dawnych podniet
Chociażby w postaci myśli złotej prawdy odmęt;
To ważny, choć barwny wyścig z momentalnych dążeń
do spraw tych, co karmisz nimi swoje wady poprzez
wciąż znany logarytm z chwil tych, co je nazbyt pojmiesz
I zarazem nie potrafisz zliczyć tych, co Ci uciekły
bo kładziesz nacisk na błędy z chwil już nieobecnych
A te co przeminęły bez udziału
twej wiedzy o nich, wtem
zwalasz na brak weny bez ustanku,
więc mendzisz po dziś dzień
Zatem nadejdź weno, bo już nie mam o czym pisać
niech stanie się przełom i wyjdzie ze mnie optymista
chyba że zacznę tworzyć coś od teraz bez weny wgłąb
czyli zamknę oczy, by dojść do sedna z bezbłędnych form
Musiałem powrócić, bo jednak tydzień bez wiersza
w pułapkę obróci coś - lecz ja myślę, że przerwa
dobrze mi zrobiła - przede wszystkim odetchnąłem znów
potem znikąd siła w pędzie przyćmi, co przeszłość wie już
To mój stały rytuał - bez niego me życie jest nudne
pomór słabych wysłucha, lecz przez to wierzyciele sumień
się odzywają częściej niż często, w dobie głuchej pustki
swe oczy karmią mięsem, by jeść to, co zje żuczek z kulki
Dlatego musiałem powrócić, bo nie chcę hodować larw
w postaci kuli, którą toczę od codziennych spraw
rozbijam ją wierszem, by mogła eksplodować
i zanim urośnie, w trakcie tworzenia ją zniszczę od nowa
Tak to musi działać, żebym już nie wariował
szarość studzi zapał, więc przymusem zachowań
ludzi dobrych i przyzwoitych, jest słuchać szybko swego wnętrza
i wzbudzić coś, by z licznych komityw chcieć współgrać tylko z rzeszą szczęścia
Nie sądziłem, że będę jeszcze tego potrzebował
gdzieś błądziłem w swej wierze, że przecież to pojmie głowa
Zeszło ciśnienie ze mnie w pędzie przez to ciągłe: Kocham!
lecz możliwe, że w błędzie jestem, wierząc wciąż, że romans
jest ogniwem - lekiem w bezsensie jest - choć polec można
w tej gonitwie niebezpiecznie - lecz zewsząd - poprzez obraz
z mej głowy, jest dzień w dzień stres, że gdzieś wewnątrz spłonę, bo brak
Jej ciągłych łez - gdzieniegdzie chce przedzierzgnąć coś bez końca
przez wgląd mych przejść bezwzględnie - więc chcę jeno podziękować
że wgłąb tych jestestw, jest fest szelest - pełno monet z konta
Chcę od dziś pewnie przed siebie gdzieś hen wprost dojść, nie błąkać
się, bo czym jest pęd ten we mgle? - jest tłem do wspomnień ofiar
pędzonych gniewem, gdzie zniesiesz ten miesiąc wciąż bez słowa?!
Przeszłość i miękkie serce będzie przez to wzorcem od lat...
Więc chodź i przenieś swe wnętrze w ten rejon, co jest constans
niech to przyniesie szczęście wreszcie - więc ochroń ten obszar!
...
Przez wzgląd na powyższe, pozwoliłem sobie na ten falstart
Przeszłości na pohybel, bo rozliczne Tobie dać znienacka
chciałem pocałunki z bliskością i ciepłem, lecz Twe zatęchłe racje
nie pozwalają tego robić jeszcze na pierwszej randce
Lekarz jest od farmakologii, a uzdrowienie siebie to już przecież moja rzecz.
L - Ludzie
E - Ewoluując
K - Kontrolują
A - Agresję,
R - Rozmnażając
Z - Zawiłą
J - Jestestwa
E - Elokwencję.
S - Swoje
T - Trwożne
O - Obiekcje
D - Dotyczące
F - Fałszu,
A - Analogicznie
R - Rozwijają
M - Manifestując
A - Asumpt
K - Kontroli
O - Osobistej
L - Liczenia
O - Okolicznych
G - Głazów.
I - Ilekroć
I - Inicjatywą
A - Adekwatnie
U - Unormują
Z - Zasób
D - Dawkowania
R - Razów,
O - Odetchną
W - Wewnętrznie
I - Idąc
E - Energicznie
N - Naprzód.
I - Impasu
E - Energii
S - Swojej,
I - Impetem
E - Empatii
B - Bronię,
I - Idąc
E - Ewidentnie
T - Torem
O - Oczyszczenia.
J - Jednakże
U - Umysł
Ż - Żąda
P - Pocieszenia,
R - Rozwoju
Z - Zmysłów,
E - Emanacji
C - Człowieczeństwa.
I - Ideałów
E - Ekpresji
Ż - Życiowych
M - Momentów
O - Okazywanych
J - Jeno
A - Adaptacją
R - Rozmarzenia
Z - Zanikającego
E - Etosu
C - Codziennego
Z - Znaczenia.
W tym wypadku odczuwam, że przejścia uszlachetniają
bo gdy trzymałem głowę wciąż w chmurach, piedestał znów miał dekalog
złożony ze sztywnych reguł, by w czasie biegu życia je łamiąc
budować z przyszłych przeszkód vademecum i nabierając
siebie ponownie na jakąkolwiek naleciałość
z przewagą tego co dobre, odzyskać formę by najpierw ciało
oczyszczone z pijaństwa i szlugów z czasem wstało
Mówiące potem: oczyść głowę i zaznaj tych cudów, by znaleźć światło
Pisząc o świetle tutaj - mam na myśli coś na kształt nadziei
by dogłębnie cuda zaraz wyśnić, które można zamienić
będąc na jawie w dobro i piękno tu podczas spraw ziemskich;
pędząc w banale ponownych przejść, wciąż móc poznawać się w nich
A temu co jest nie dla mnie, hurtem wykrzyknąć: WiO!
Z zastępów odniesień, najpierw z bólem przywyknąć wgłąb
musiałem, ale już to nie jest takie trudne, gdy czyniąc coś
znów wstaję - a ten ból, co we mnie zawsze skutkiem - z przyczyną wciąż
ma więcej wspólnego, przy czym nowo powstały problem
odważnym krokiem dla tego, kto mówi:
Odnajdź dziś w sobie
harmonię, z dala
od dam i kobiet
w swym życiu
bo to przecież jest jak...Woda i Ogień...
Nic się pod tym względem w ludziach nie zmienia
każdy w pędzie szuka szczęścia, by mu rzec: Do widzenia!
Tak bardzo głodny miłości niestety na starcie przegra
gdy wspomniane szczęście w drugim człowieku rzeknie ozięble: Żegnam!
Jest tak i ze mną, gdy na to wszystko patrzę już na zimno
zestawić ciemność z wyraźną fikcją w parze i upaść nisko
kończy się zawsze znakiem równości na minus;
Bo czym te błazenadę w czułości mam wyczuć?!
Przecież od zawsze pod tym względem jestem sobą
szepnę odważnie miłe słowo, po czym w pędzie biegnę obok
szansy, która ze zwycięstwa w żyłach tętni
do chwili, gdy mam iść z buta z sentymentami na śmietnik
Wtedy zaczynam rozumieć, że tu nie pasuję
ten zbyt barwny czas wokół mnie chcę już przegnać tudzież
rodząc się na nowo, unikać tego co nie jest dla mnie
a to co jest nad głową - wśród tych spraw często wgłąb siebie znajdę
Pomimo tego, że już od was odpoczywam
by zakończyć ten etap, ciągle go rozpoczynam
nie licząc już na to że spotkam nienapoczętą
żegnam was wszystkie, i to nierzadko z puentą
Nie lubię was, pomimo że kocham nad życie
i na odwrót - choć już bez nienawiści, za to w zachwycie
nad tym, co tak bardzo mnie do was przyciąga
bo odpycha tylko to, że chcecie mnie wychować
Nie jestem i nie będę taki, jaki chcecie bym był
jeszcze częściej wyżej sięgnę - lecz zanim w manifeście prysły
wasze marzenia o tym, że którakolwiek mnie zmieni
dawałem i daję wam tu w nagrodę za wytrwałość coś z mej gehenny
Czyli wiersze, by wam sprzyjał los i szczęście na przyszłość
a od siebie chciałbym nimi dziś podziękować za wszystko
lecz przede wszystkim za to, że bez was jest lepszy widok
na bezchmurne niebo i też *pejzaż z siermiężnych istot
*pejzaż z siermiężnych istot - widok na to, co najbardziej proste
i bez czego zarazem nie da się normalnie żyć i funkcjonować
Ze swojego ducha jestem mnichem nastawionym na miłość
Swego serca słucham, by szła w niwecz jakakolwiek zażyłość
do tego, co lub kto tworzy religie ze związków na hasło;
Odcinając się od tego wybrałem drogę własną
W dobie tego co się dzieje podróżuję do świata snów
by na jawie znowu czuć, że mam coś w zanadrzu
A gdy jawa konsumuje z łamliwego serca wgłąb mnie
udaję się w podróż, tudzież ucieczkę w sen ponownie
Albowiem pułapka wyżej wspomnianych związków na hasło
sprawiała, że w tym źródle z czasem mi w gardle zaschło
W ramach wyjaśnienia: to jest stan, w którym ktoś żąda
Najczęściej kobieta - by do jej wnętrza spoglądać
i po prostu udawać że się widzi długonogą duszę
w tym samym czasie, gdy ona wiąże twoje jaja na supeł
Nie wiem jaki sprawa przybiera obrót w drugą stronę
bo gdy to się dzieje, tyle że na odwrót znów koło mnie
jedyne co widzę, to ordynarne podnoszenie korony
która z głowy spadnie od codziennej obrony
przed tym, by nie być ubezwłasnowolnionym
tudzież nadto spokojnym od uciech albo monotonii
Ja się od tego odcinam jak mogę w moją samotnię
nie oceniając tego, tylko będąc biernym obserwatorem
życia, które śmierdzi toksyną i przyrzeczeniem, by było takie
aż do śmierci skądinąd - aby stać się szybko wrakiem
Jaki ja mam na to patent? Otóż na siedem sakramentów
jest ósmy sakrament - jedyny, który nazwałem tu
swoim własnym poniekąd - omiń zastrzyk z panaceum
tych, co sobie przeczą - po to by żyć po swojemu
Lecz jak to się wszystko ma do początku wpisu?
Im jestem starszy, tym bardziej dążę do porządku w życiu
takiego, który mi pasuje, a nie innym
lecz co z tymi którzy cierpią bez żadnej winy?!
Solidaryzuję się z nimi, chcę by złapali oddech
Bo Ci, którzy za nich nazwali zbrodnie
odgórnym rozkazem - na nich padł w mig wyrok zgliszczy
bo już poczuli odrazę za życia tych przyzwoitych
Trudno mi było żyć inaczej, jednakże czas pokazał
że ze wszystkich zdarzeń - a jakże! - niezapomniana
jest ukryta esencja, która fragment sączy z każdej myśli
bez względu na to, czy to ważne, czy coś przypadkiem przyćmi
moją głowę, która i tak ciągle toczy wyścig
wraz z tym, co w treści i formie oczyści dziś
Jedno jest pewne - często jest we mnie zbytni zasób
tego co chcę przenieść z siebie gdzieś hen w rytm impasu
żerujących ze mnie wspomnień, których jestem zakładnikiem
sterujących we mnie ciągle, wśród tychże przejść zapalczywie
A ja chcę tylko od tego na czas pewny odetchnąć
by nie skończyć zbyt szybko dwa metry pod ziemią
Ile to potrwa? - nie wiem! - lecz to się ze mną kłóci
bo gdy już od tego odpocznę, to zechcę do tego wrócić
W każdym razie zrozumiałem, że to błędne koło
tu i teraz myśląc o przeszłości jestem sobą
rozum zgadnie na chwil parę jak serce z mrozu wydostać
gdy gorące serce zaklinane o rozwagę krzyczy: rozum szybko strać!
I tak w kółko
Dziś jak uprząż są te chwile przeszłe
choć leniwie pełznę
witam wśród trosk ckliwie siebie...
...Siebie ckliwie wśród trosk witam
Przeszłe chwile są jak uprząż
- stygnę w myślach - gdy czas mija
w kółko i tak przecież...