<Stambuł, cz. V, na zdjęciu: maleńki fragment potęgi Aya Sofii, na pierwszym planie muzułmański Mimbar, dodany po podbiciu Konstantynopola i przekształceniu Bazyliki w Meczet>
Po długiej wizycie w Aya Sofii przyszła kolej na kolejny punkt mojego programu..czyli odwiedziny gigantycznego, wspartego na 366 kolumnach starego systemu wodnego stambułu czyli Yerebatan Sarnici, który teraz odrestaurowany sprawia cudowne wrażenie!:P Ekipa miała pewne wątpliwości gdy wchodziliśmy do małego budyneczku i udaliśmy się do podziemi, ale po chwili od wejścia, gdy z mroku wyłoniły się piękne oświetlone spod tafli wody kolumny wiedzieli, że nie wybrałem tego miejsca przypadkowo:D Cudna głowa meduzy, ponury i ciężki klimat(akurat tutaj nie psuje go nawet tłum turystów) oraz trochę śmiechu z polską wycieczką którą spotkaliśmy sprawiło, że miejsce to było naprawdę warte odwiedzenia:)
Później długi spacer starym Stambułem, trochę zakupów i doszliśmy do Suleymaniye Camii, czyli meczetu wybudowanego za rządów Sulejmana Wspaniałego. Po raz kolejny nie można odmówić mu rozmachu, a jego wielkości może dorównać tylko widziany przez nas wcześniej Blue Mosque. Strasznie ciekawym aspektem poznawania tej potężnej architektury islamu jest zmiana wyobrażeń, jakie teoretycznie mamy w głowie...w końcu większości ludzi na tzw. "zachodzie" muzułmanie kojarzą się z brodaczami od zamachów, którzy swoją kulturą nie przedstawiają nic poza tańcem brzucha. Jednakże gdy spojrzy się na potęgę architektury, ilość zabytków i wieki, jakie czuć w murach tego miasta, śmiało zobaczyć można, że Islam w niczym nie ustępuję Chrześcijaństwu, a potęga tego, co zostało tutaj zbudowane mówi sama za siebie.
Wracając do samego Meczetu to zachwycił mnie on potężnym sklepieniem, które sprawia, że wierni przybywający tutaj dopiero w środku uświadamiają sobie, jak mali są wobec potęgi wiary...i chyba takie było zamierzenie Sinara, wielkiego tureckiego architekta, gdy projektował to miejsce. Notabene, zarówno jego jak i Sulejmana Wspaniałego groby znajdują się właśnie pod tymże meczetem, uznawanym za najdoskonalszy przykład architektury ottomańskiej.
Później czekała nas wyprawa biedną dzielnicą Stambułu po drodze do Galata Bridge. Tam napatrzyłem się na wszędobylską brud, ruiny, ludzi zbierających kartony i rozpadające się kamienice...czyli sporą część cienia, jaki ma w sobie Stambuł. Taki to już "urok" dużych miast, że poza pięknem centrum i cudami architektury trzeba zmierzyć się też z brudem i biedą, która w takich miejscach jest niestety nieodłączna...
Później tramwajem z Galata Bridge wyruszyliśmy do ostatniej atrakcji dzisiejszego dnia, czyli Dolmabahce Sarayi, pałacu który zastąpił Topkapi jako rezydencje Sułtanów, a który po obaleniu sułtanatu na rezydencję przejął sobie sam Ataturk. Ponoć jego budowa zrujnowała finanse całego imperium osmańskiego...i faktycznie, w minutę po przybyciu i ogarnięciu tylko samej bramy wejściowej byłem w stanie zrozumieć dlaczego. Praktycznie każdy element budynku, bram, wnętrz został pokryty zdobieniami! Całość przesiąknięta została stylem rokoko, barokiem oraz neoklasykiem. Widok z zewnątrz jest jednak niczym w porównaniu do tego, co czekało nas w środku! Najpierw jednak musieliśmy odczekać godzinę w kolejce po bilety, co pozwoliło nam najpierw porobić szalone fotki ze strażnikami pałacu, którzy wzorem londyńskich, nie mogą mówić ani się ruszać. Są jednak trochę bardziej groźni, bo w jednej ręce taki strażnik ma karabin g3, drugą zaś przez cały czas ma zaciśniętą na nożu za plecami..co w połączeniu z wredną miną daje niezły efekt:)
C.D.N.