<na zdjęciu: ujęcie jednego z piorunów - klatka filmu kręconego telefonem, więc wybaczcie jakość:)>
Notka bonusowa, czyli o największej burzy w moim życiu;)
Wieczorem we wtorek znowu zaczęło lać, a z daleka jak zawsze obserowaliśmy pioruny:) Ostatnio kilka takich burz przeszlo bokiem, więc specjalnie nikt z nas się tym nie przejął;) Nakręciłem krótkie video(bo ostatnio dokumentuję burze =) ) i wróciłem do swoich spraw.
Za to gdy ulewa się nasiliła, wpadłem na pomysł udania się na spacer;) Oczywiście Tomek i Kitti stwierdzili, że oszalałem i było miło mnie poznać, ale na deszczową piosenkę udało mi się namówić Lenkę :D
Razem wyszliśmy...i po 10minutach ulewa przerodziła się w deszczyk:D Jak się okazało, dopiero to nauczyło mnie znaczenia stwierdzenia "Cisza przed burzą" ;)
Udaliśmy się na plażę, pobawiliśmy z pięknym golden retrieverem, stoczyliśmy kilka ciekawych rozmów, ale gdy buty nam lekko przemokły, stwierdziliśmy, że wracamy :) Odprowadziłem Lenkę ale gdy stanąłem przed drzwami, kierowany nagłym impulsem wróciłem na plażę :) Kręcąc drugi filmik zobaczyłem jak burza do nas podchodzi, a lekki deszczy przemienia się w ulewę! Zdecydowałem się wrócić, a ulewa, choć wydawało mi się to niemożliwe, jeszcze się wzmogła! Z niedowierzaniem patrzyłem, jak ciągle rośnie w siłę, aż zacząłęm kręcić kolejny filmik, bo stwierdziłem, że trzeba to utrwalić:D
Powrót trochę mi zajął, bo mimo parasola deszcz prawie zmiatał mnie z drogi, a strużki wody przemieniły się w potoki, co zważywszy na to, że idę pod górę utrudniało całą operację powrotu tym bardziej.
Jak się okazało i tak miałem szczęście...świeżo po wejściu do domu, zdjęciu mokrych ciuchów i wypchaniu butów papierem, żeby pozbyć się wilgoci...burza jeszcze się wzmogła! Wielkie pioruny, już i tak doskonale widoczne nagle biły blisko jak na wyciągnięcie ręki, a ja zdałem sobie sprawę, że patrzę na największą burzę w moim życiu! Po prostu nie do opisania, zacząłem kolejny film, zawołałem Tomka i Lenkę na balkon, po chwili dołączyła do nas nawet rozbudzona Kitti :D Powiedziałem, że nie mogą tego przegapić;) Po chwili jeden z piorunów uderzył w któryś z transformatorów, bo wysiadł prąd w całej Akyace...nic nowego :P Za to z perspektywy ciemności ogromne błyskawice nabrały jeszcze na sile:) Chyba nigdy w życiu nie czułem tak bardzo potęgi natury...tego prawdziwego, nieuchwytnego piękna. Nawet filmy które nakręciłem nigdy w pełni nie oddadzą tego ogromu:) Staliśmy jak urzeczeni dobre kilkanaście minut...bo trudno było od tego widoku oderwać oczy.
Miałem też w sumie szczęście, że te kilka minut przed awarią prądu wróciłem do domu, bo gdyby nie to, to w życiu w tych egipskich ciemnościach i ze ścianą deszczu naokoło bym nie doszedł...;)
Zgodnie stwierdziliśmy wszyscy, że nie wracamy do domu samolotami, zbyt niebezpieczne;)
Co zaś okazało się nowością, nasze telefony straciły zasięg, więc awaria wyłączyła z gry przekaźniki komórkowe...także sprawa jest naprawdę poważna...normalnie jak w jakimś tanim horrorze ;D
Całe szczęście, że mieszkamy na wzgórzu, to chociaż powódź nam nie grozi;)
To tyle;) Miłego dnia!:)