photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 3 MAJA 2011

Nie będę czekać.

Czy współcześnie już zupełnie zanika sztuka komunikacji, jakiegokolwiek dialogu? Czy może to zawsze było takie trudne? Kompromis - o tym zupełnie można zapomnieć w świecie egoistów. Ja niestety egoistką nigdy nie umiałam być. Wkurza mnie to, że w zaistniałej sytuacji zupełnie przestałam już myśleć o sobie, swoich potrzebach - skupiłam się na tym żeby Wam było dobrze, żebyście byli szczęśliwi co przepłacam łzami, smutkiem, niedospanymi nocami, dziwnymi snami i otrzymuję za to co? Nienawiść, złość. A przecież ja tego nie chcę. Gdyby tylko na samym początku mi ktoś powiedział coś, byłoby mi łatwiej. A tak wszystko dzieje się drogą przypadku. Popełniam masę błędów. Jak każdy właściwie, a tylko mnie się otrzymuje za nie opierdal. Aż za taką wytrzymałą mnie uznajecie? Miło mi niezmiernie, jednakże wolałabym nie przeżywać tego, co dzieje się na chwilę obecną... Jest mi strasznie ciężko, a nikt tego nie rozumie, nie chce zrozumieć. Dostrzegam w końcu to co wypomniała mi jedna osoba: że co prawda słucham tej osoby i rozmawiam z nią, ale nie potrafię zrozumieć niektórych słów, metafor - nieważne z jakiej przyczyny ale w pełni nie skupiałam się rzekomo na rozmowie, nie zrozumiałam tego co do mnie ta osoba mówiła. Widzę, że to nie tylko mój błąd. Każdy z nas codziennie prowadzi różne rozmowy, świadome, przypadkowe, na ulicy, w szkole, w pracy, w domu, przez Internet - to normalne, przyznacie mi rację. Ale czy te rozmowy są naprawdę takie szczere, wyjątkowe? Gdy ktoś się zwierza czy poświęca się mu 100% naszej uwagi nie myśląc o własnym ego ani nie myśląc: szkoda, że ma problemy, ale dobrze że to nie ja. Nieraz tak pewnie mieliście gwarantuję. Nie chcąc zrozumieć drugiego człowieka nie zrozumiemy go odbierając od niego nawet jak najprostszy przekaz. Człowiek nam powie że idzie się zabić, a my to olejmy bo nawet cholera nie chce nam się zwrócić uwagi, że nie tylko my na tym świecie istniejemy. W końcu nie po to tyle ludzi chodzi po świecie żeby myślał tylko co jest dla niego dobre. Jakaś współpraca jest wymagana, bo bez akceptacji otoczenia nikt nie czuje się dobrze. Tu nie chodzi o uwielbienie, o składanie hołdów, obsypywanie komplementami. Tu chodzi o szacunek, zrozumienie, wyrozumiałość, pomoc gdy tego potrzeba a nie jakieś pierdolone udawanie. Tu chodzi o szczerość. Gdyby ludzie chcieli rozmawiać byłoby o wiele łatwiej wszystkim. Nie trzeba się całemu światu zwierzać, ale wystarczyłoby mówić co i jak tym którzy zasługują na to by wiedzieć. W końcu nasze życie ma wpływ na życie osób wokół nas. Typowa reakcja łańcuchowa. Może efekt motyla? Jedna nasza decyzja wywołuje masę sytuacji, działań w otoczeniu - blizszym i dalszym... Czy to zawsze musi kończyć się negatywnie? Nie chcę być złym człowiekiem, nie chcę nikogo ranić tym że w ogóle żyję, więc przepraszam że żyję. Gdybym wiedziała że to komuś pomoże nie pozbawiłabym się życia - za bardzo szanuję to że ktoś mi je podarował - ale usunęłabym się daleko stąd. Proszę tylko o powiedzenie mi: SPADAJ. Widzę, że niektórym zawadzam w drodze do szczęścia, niezmiernie mi przykro tym bardziej że te osoby kocham... Nie zmienię siebie - to jest może możliwe, ale są pewne zakodowane genetycznie, odgórnie cechy na które nie mamy wpływu... Może kwestia wychowania, doświadczenia. Nie wiem. Są rzeczy, których nikt w sobie nie zmieni. Ukrywać je można, ale czy wtedy będziemy sobą? No właśnie... Pewnie nie. Tak ciężko nam zaakceptować siebie, bliskich, obcych ludzi... W ogóle czy mamy w sobie współcześnie choć trochę dobroci, takiej bezinteresownej, prosto z serca? Wszystko robi się po coś, dla kogoś, w celu jakichś korzyści. Nic od siebie. Rzadko kiedy. Sporadycznie. Dla niektórych liczy się tu i teraz, moje własne życie. Nie mogłabym być z kimś kto takich rzeczy nie widzi, że na świecie źle się dzieje. Spotkałam się z czymś takim. Osoba dość mądra, przyjazna mi zwróciła mi uwagę, że za bardzo przejmuję się losem innych, jakimiś problemami filozoficznymi a i tak nic sama nie zmienię i żebym zajęła się sobą, tym co robię ze swoim życiem, a nie stwarzała sobie problemy. Że trzeba pomyśleć o przyszłości, w ogóle jakieś plany życiowe, takie sprawy. Sprawy doczesne właściwie jedno wielkie gówno. Bo kupimy sobie dom, samochód, wycieczkę na Karaiby? Ok potem są wspomnienia, satysfakcja. Ale nie wiem ludzie nie poświęcacie czasu na myślenie o sobie, swoich potrzebach, tym co dzieje się na świecie - nie to żeby wnikać w jakieś wszystkie problemy świata, bo ich by było za wiele i jeden człowieczek ich nie ogarnie. Ale jakaś taka solidarność, chęć pomagania chociaż bliskiemu otoczeniu przez ten uśmiech na twarzy, zapytanie jak ktoś się czuje? Czy to tak wiele...? Może i za wiele. Nie zmuszę nikogo do myślenia o wyższych celach. Szczerze mówiąc myślę, że odnalazłabym się ze swoją wrażliwością w czasach romantyzmu. Stanowczo tak. Coś w moim stylu - myślenie o tym co dla innych wydaje się głupie, dostrzeganie piękna przyrody, stałość w uczuciach - tych prawdziwych, dostrzeganie tego jak piękne i zarazem ulotne są chwile, poczucie że wie się wiecej niż zwykły, szary człowiek i takie tam. No na polskim romantyzm każdy mial to chyba kojarzy o co chodzi. Moze i mam w sobie coś z realistki, ale za dużo myślę. Na przełomie lat widzę że zmianiam jednak pesymizm w optymizm. Bo widzę, że nadmierne dołowanie się nic nie daje. Nie wymagam od życia wiele - trochę zabawy, nieco powagi, przyjaciół, szczerości, akceptacji, miłości? Coś pod tym kątem mniej więcej. To niby tak mało, ale tak cholernie dużo... Pogubiłam się już dawno, robię nie to co trzeba. Naiwna jestem jak najbardziej, łatwowierna również. Łatwiej nazwać to dla niektórych że jestem łatwa, dla innych niezdecydowana czy dziwna. Ale jak nie wie się do końca tego co mam w głowie nikt mnie nie zrozumie, a że do głowy nikt mi nie wejdzie to wychodzi na to jedno i to samo - pozostanę niezrozumiana. Odrzucam może czasami tę miłość, ale boję się ranić kogoś. Skąd mogę wiedzieć że to ten jedyny, że to tego człowieka pokocham? To trudne - zaufać komuś dlatego może i lepiej czasami z kimś tylko poprzytulać się, pocałować i tyle? Na tym zakończyć bez zobowiązań, deklaracji. Jeśli się kocha naprawdę niepotrzebne są jakieś wymagania. To wszystko wynika samo z siebie. Zaufanie, wierność i szczerość - trójkąt stanowiący podstawę udanego zwiazku to jednak spore wymagania. Skąd ja kurwa mogę wiedzieć z kim sobie mogę na to pozwolić? Raz sobie na to konkretnie pozwoliłam i do tej pory odczuwam tego skutki... Patrząc na otoczenie też widzę jak ciężko się leczy rozczarowanie. No wiec też właśnie niech mi nikt nie mówi - tym bardziej niedoświadczony że to takie łatwe, proste i zabawne. Ta cała zabawa w miłość. Bo dla niektórych to zabawa. Związki - co niektóre właśnie dla zabawy, dla seksu, z nudów. Czyli chuj a nie związek! Mam takie coś gdzies. Mi to nie potrzebne. Absolutnie nie takie udawanie. Po co to komu? Młodość jest żeby się pobawić. Ja już dojrzałam do związku, tylko jakoś brak mi kogoś kto mnie zrozumie taką jaką jestem. Fajnie jakby ktoś w ogóle takie chęci wykazał...! I tak jakby ktoś nie zauważył - tak właśnie się nad sobą użalałam. Skończyłam :))


Życze powodzenia na maturze wszystkim tegorocznym maturzystom i maturzystkom! :)) :*


"Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one są właśnie takie. Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne, albo że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki."

 

"Kochać jest łatwo. To, można powiedzieć, jak z samochodem: wystarczy włączyć silnik, dodać gazu i wyznaczyć sobie cel podróży. Ale być kochaną to tak jak przejażdżka z kimś innym, jego samochodem. Nawet, jeśli uważasz tego kogoś za dobrego kierowcę, zawsze pozostaje ten podskórny strach, że może się pomylić, a wtedy w ułamku sekundy wystrzelicie oboje przez przednią szybę na spotkanie śmierci. Być kochaną może oznaczać największy koszmar. Bo miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem. A co się stanie, jeśli w połowie drogi postanowisz zawrócić albo skręcić w bok, a nie masz na to jako pasażer żadnego wpływu?"

 

"Miłość jest mgłą, która wytwarza się w głowie. Jeśli owa mgła opada na dół - na serce - następuje pogoda życia; jeśli pozostaje w głowie - pada deszcz łez."

Komentarze

~ggtt Świat jest zły i odpokutujemy nasze grzechy. Albo się nawrócimy albo będziemy cierpieć jak nigdy. Mamy czas do 2036 (przynajmniej wg. NASA). Czy jesteśmy warci ratunku?
13/08/2011 23:21:20
chillouterka Część z nas jest warta ratunku, bez dwóch zdań.
Niektórzy się i tak nie nawrócą to też nie ulega żadnym wątpliwościom.

Nie wiem co to ma wspólnego z tą notką, ale interesujące na swój sposób :).
22/08/2011 19:42:34