Dość dawno mnie tutaj nie było. Nie można tego nazwać brakiem czasu z pewnością, bo tego jest aż nadmiar. Może po prostu w tym momencie dotarły do mnie ze zdwojoną siłą uczucia ogarniające mnie od kilku miesięcy a mianowicie: smutek, żal, frustracja, samotność i pewnie wiele innych, na własne wyłączne życzenie.
Choć zdaję sobie sprawę, że może mało osób tutaj trafia, to dla mnie ta możliwość wypisania swoich myśli wiele znaczy. Mogłabym to przelać na papier ale zbyt wiele czasu to zajęłoby a i szybko bym się zniechęciła pewnie.
Co do spraw ogólnych - po dość dobrze zdanej maturze i świetnie zdanym egzaminie zawodowym jestem studentką zaoczną i kolejną bezrobotną w Polsce ;). Zupełnie mnie nie satysfakcjonuje fakt braku pracy ani szkoła, ale coś robić trzeba.
W okresie maturalno-egzaminowym mogę powiedzieć, że byłam zadowolona ze swojego życia. Ciągle egzaminy, przesiadywania w szkole, potem relaksowanie się przy piwku z dziewczynami czy po prostu miłe spędzanie czasu w gronie znajomych. Życie uczuciowe wydawałoby się na dobrej drodze, a przyszłość pokazała, że nie było żadnej drogi tak naprawdę... Przyszły wakacje - czas ponownie samotny ale dość dobry. Wypoczęłam, zrelaksowałam się, zadbałam o siebie. Udało mi się pozbyć 8kg i to duży, zapewne jedyny sukces od tamtego czasu ;). Nie widać tego nawet specjalnie ale jakaś różnica zawsze jest, chociażby dla zdrowia. Ponadto od wakacji zmian nie ma. Z niewieloma znajomymi się spotykam, bo wiadomo studiują albo pracują. Chociaż to nie jest nawet największym problem, a raczej to, że są w związkach i kiedy przychodzi okazja żeby się spotkać to ja jak zwykle jestem sama i szczerze mówiąc mało komfortowo się czuję, chociaż wszystkim znanym mi parom życzę wszystkiego co najlepsze :).
W dość niedawnym czasie wstąpiło we mnie "nowe życie" o ile mogę to tak ująć. Przyszła do mnie ogromna motywacja i energia w postaci jednego człowieka. I chociaż nie znamy się tak naprawdę zbyt dobrze, to i tak go na swój osobisty sposób uwielbiam. Przede wszystkim za cierpliwość, za urok osobisty, ogromną czułość, poczucie humoru i za to, że jest. Za nadzieję, która pojawiła się przede wszystkim w mojej duszy. Ale jak zwykle ja nie jestem w stanie zdecydować się i określić, czego oczekuje od siebie samej, innych ludzi i całego świata. Nawet mnie to nie dziwi. Boję się tylko, że już tak jak wcześniej stracę bliską mi osobę, na której mi zależy z powodu mojego dziwacznego myślenia. Ale to chyba działa jak taka przeplatanka. Poznaję kogoś i widzę, że mogę być z tym człowiekiem szczęśliwa. Staram się, angażuję się i wszystko jest cudownie, aż do momentu gdzie słyszę, że jestem miła, kochana, piękna i jeszcze nie wiadomo jaka, ale nic z tego, bo... (i tutaj wpisać należałoby jeden z błahych powodów dlaczego jednak nic z tego nie wyjdzie). Chodzę wtedy zdołowana, z myślą, że to tylko z nim mogłam być szczęśliwa i nic mnie w życiu dobrego nie czeka. Aż spotykam człowieka, który daje mi nadzieję, motywację do zmian. Troszczy się o mnie, angażuje się a ja doceniam to w głębi serca, chciałabym spróbować ale po wcześniejszej porażce gdzieś tam mam uraz, jakieś zahamowania, lęki. I w pewnym momencie to ja mówię, że jednak nic z tego i tutaj również mogę powymieniać jakieś bzdurne przyczyny czemu to niby nic z tego nie wyniknie. Znajomość się urywa kończy a ja żałuję, bo wiem że straciłam świetnego mężczyznę, ale też wiem że w tym momencie, gdzie były szanse na "coś więcej" nie potrafiłabym chyba być do końca w to zaangażowana, chociaż pewnie z czasem to by się zmieniło. Następnie przychodzi taki moment, że znów kogoś poznaje i znów historia zatacza koło - ja na tak, on na nie i można by opowiadać bez końca... W mojej samotności głównie jest więc moja wina. Wydaje mi się, że jak ktoś jest dla mnie czuły, uprzejmy, opiekuńczy to jest dla mnie za dobry. Nie od dzisiaj zresztą wiadomo, że kobiety wolą takich trochę niegrzecznych chłopców, chociaż sama nie wiem jaki to ma sens. No i inaczej też sprawa wygląda, gdzieś ktoś od razu oferuje nam gotowy pakiet wszystkich uczuć, bez żadnego wysiłku niż jak musimy się postarać i powalczyć o uczucia drugiego człowieka. To wszystko jest tak skomplikowane i jak czytam to co napisałam wyżej to aż nie chce mi się wierzyć, że tak naprawdę jest... Osobiście od kogoś z kim wiąże jakieś plany, a on ze mną nie wolałabym zamiast usłyszeć formułkę: kochana jesteś i w ogóle wspaniała, ale... (i tutaj te jakieś idiotyczne powody) to wolałabym usłyszeć chociażby że jestem brzydka i wtedy sprawa byłaby jasne, bo byłoby oczywiste że nie trafiam w czyiś gust i mimo, że jestem taka czy owaka charakterem no nic z tego się nie zrodzi. W większości moje życie wygląda jak wygląda głównie dzięki mojej wątpliwej zasłudze. Gdybym gdzieś wcześniej postępowała odważniej to moje życie byłoby inne, ale teraz już nie ma gdybać co by było gdyby, bo to nie poprawia mojego humoru ani całokształtu sytuacji, a nie tylko ja o pewnych sprawach decydowałam. Zawsze byłam niezdecydowana i dość spokojna, ale żałuję że zatraciłam gdzieś radość życia, pewność siebie i chęć rozwijania swojego życia, które miałam jeszcze 2-3 lata temu. Wtedy byłam taka bardziej otwarta na życie, szybciej podnosiłam się z porażek i łatwiej radziłam sobie z problemami. Miałam ambicje, plany a teraz jakby to uleciało i oby to tylko była chwilowa, jesienna chandra.
Miałam napisać jeszcze wiele rzeczy, które w ostatnim czasie zajmują moje myśli, ale nie mam już na to teraz natchnienia. Sądzę, że mogłoby też zabraknąć już miejsca w tej notce. :)
Może pisana jest mi samotność. Siostra zaproponowała mi andrzejkowe wróżby i ciekawe co z nich wyniknie - pewnie samotność :)). Idą święta, więc może nie będzie tak źle. Jeszcze jak znajdę jakąś możliwość spędzenia Sylwestra to nie będzie tak tragicznie. A teraz znikam poczytać, popłakać i poodychać świeżym powietrzem. ;). Pozdrawiam! :)
'I told you never to get used to me.
I stay awake when you fall asleep.
I'm a whole lot of trouble
We're in a whole lot of trouble.
I told you you should never follow me.
But here we are, and you're in too deep.
I'm a whole lot of trouble
We're in a whole lot of trouble...'
Leona Lewis - 'Trouble'