Przeboski jest dla mnie kawałek "We found love" Rihanny. Normalnie niby taka piosenka, jak jedna z wielu obecnie, ale daje nie tylko pozytywną energię i radość, ale też okazję do przemyślenia pewnych spraw. Przede wszystkim sam wstęp, który wypowiada artystka na początku teledysku:
'It's like your screaming and no one can hear.
You almost feel ashamed, that someone could be that important, that without them you feel like nothing.
No one will ever understand how much it hurts,
You feel hopeless like nothing can save you and when it's over and it's gone,
You almost wish that you could have all that bad stuff back,
So you could have the good.'
I sam teledysk - niby zaczyna się tak wesoło, z nadzieją że dzięki miłości, nawet trudnej da się przezwyciężyć wszystko. Jednak przychodzą chwilę gdzie miłość może nie wystarczyć do bycia razem, bo więcej będzie bólu i cierpienia niż szczęścia, które ta miłość daje. Najgorsze jest jednak w tym to, że zawsze to będzie miłość, która nigdy więcej może się nie pojawić... Nie ważne jak trudna, jak bolesna, ile przyniesie łez i rozczarowań, po prostu miłość... I to właśnie zdałam sobie sprawę, nie tylko słuchając tej piosenki, ale próbując każdego dnia na różne - lepsze i gorsze sposoby, zapomnieć o kimś, kto stał się dla mnie całym światem, a czego nie dostrzegałam wcześniej. Zauważyłam, że żadna rozmowa, czułość ze strony kogoś, kogo nie kochamy, nawet jeśli będzie przyjemna nie da tego co samo myślenie o osobie, którą tak naprawdę kochamy. Przez chwilę żałowałam pewnego wyboru w życiu - rezygnacji z kogoś, kto wiem, że dałby mi poczucie bezpieczeństwa, stabilność, czułość, wierność i wiele innych ważnych wartości. Jak się okazało w krótkim czasie, nie żałuję. On żyje swoim życiem, swoją miłością, być może większą od tej którą mnie obdarzył. I choć niejako odbyło się to kosztem mojej wiary w przyjaźń i miłość, teraz wiem jedno najwyraźniej tak musiało być. Jeśli z jakichś powodów nie umiałam się zdecydować na relację z tym człowiekiem, to tylko dlatego żeby poznać kogoś kogo z czystym sumieniem mogę nazwać mężczyzną, którego kocham. Mężczyzna, z którym relacje są skomplikowane i ciężko tak naprawdę przewidzieć co się może stać następnego dnia. I choć jedna próba nic teoretycznie nie dała, przez te niecałe pół roku po niej zdałam sobie sprawę, że mogłabym próbować z kimś innym wejść w związek, tylko pytanie po co? Żeby kogoś ranić swoimi porównaniami, tęsknotą i tym, że nie potrafię już nikogo innego pokochać? Już tak niestety zrobiłam i co najwyżej mogę przeprosić, bo jestem skończoną egoistką w kwestii uczuć i nie interesuje mnie to że kogoś zraniłam, bo mam kogoś o kogo chce walczyć, starać się i stawać się lepszą, bez popełniania idiotycznych błędów. Jestem tylko człowiekiem, nie postępuje idealnie, i wyłącznie dobrze. Jeśli ktoś tego nie rozumie, trudno. Tak jak słusznie mówią nieliczni ludzie na których mogę polegać - nie przejmuj się tym co myśli "ktoś". Nie żyję w końcu dla nich - żyję dla siebie. Wyrzuty sumienia tak czy owak będę miała tylko ja, konsekwencje swoich decyzji, wyborów również poniosę tylko ja. Powiem tak, nie mam z pewnych różnych przyczyn motywacji do tego by postępować dobrze, liczyć się z tym, że robię głupstwa. Przykro mi tylko że prawdziwą motywację odkryłam tak późno, i oby nie za późno... Dawno nikt nie dał mi tyle radości, siły do pracy nad sobą, uśmiechu jak Ty taką zwykłą, luźną rozmową, pewnie dla Ciebie niezobowiązującą. Ale to nie ważne. Myślę tak sobie, jeśli tylko mogę popatrzeć w Twoje oczy i nic nie mówić to będzie to dla mnie największym szczęściem jakie mogło mnie spotkać. Nawet jeśli nie będzie z tego nic poza patrzeniem w oczy.
Dzięki wielkie tak wszystkim.