Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do stolika. Usiadłam naprzeciw.
- Szczerze to myślałem, że nie przyjdziesz. - Powiedział.
Uśmiechnęłam się do niej raz jeszcze tym razem szerzej i cieplej.
- Nie miałam powodu by tutaj nie przyjść. Przecież sama zaproponowałam spotkanie. - Odpowiedziałam.
- Tak, wiem. Myślałem tylko, że mnie spławiasz. Bo widzisz, ja nie rozumiem cię. Na początku nic ci nie przeszkadzało, a potem z dnia na dzień chciałaś urwać nasze kontakty. A ja zdążyłem się już przywiązać. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności, nie wiem czemu mnie odpychasz ?
- To nie tak. Po prostu to jest trochę bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. - Położyłam dłonie na stoliku i spuściłam wzrok. - Ja nigdy nie miałam chłopaka, nigdy nie było okazji. Nigdy nie miałam stałego towarzystwa. Po prostu nie chciałam się przyzwyczajać do ciebie i do towich znajomych, bo było mi z wami dobrze, ale wiem, że już niedługo skończyłaby się ta sielanka. Mogłam z wami wyjść tylko dlatego, że moja mama wyjechała i przyjechał do mnie mój dziadek. Nie mam czasu na żadne rozrywki, wyjścia z przyjaciółmi do kina, czasem nawet jest mi ciężko pooglądać w spokoju telewizję. Bo albo mam dodatkowe lekcje francuskiego, hiszpańskiego albo balet albo lekcja śpiewu i gry na fortepianie. W weekendy mnie nie ma zazwyczaj w domu, bo jeżdżę z mamą na różne imprezy z jej pracy. Ona chce bym już poznawała odpowiednie osoby i myślała o swojej przyszłości. Mama wraca za jakieś cztery dni. Mam jeszcze te cztery dni spokoju, ale potem znowu się zacznie. Ale za późno, bo widzisz ja też się już do ciebie przyzwyczaiłam. Stałeś siędla mnie ważny, a po tym jak mnie pocałowałeś bardzo się przestraszyłam, że potem rozstanie będzie bolało jeszcze mocniej. Musiałam Ci to wszystko powiedzieć, bo co by nie było powinnam być z tobą szczera.
Nie przerywał mi, kiedy skończyłam dalej nic nie powiedział. Z obawą uniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie w skupieniu z głową podpartą o ręce.
- I co ty na to ? - Spytałam wreszcie.
- Nie mam pojęcia.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Zasmuciłam się, bo myślałam, że będzie mu bardziej zależało. Ale w sumie co on mógł w tej sprawie. Przedstawiłam mu sytuację taką jaką jest i nie było ona wcale prosta. Nie mógł nic na to poradzić. Przytaknęłam głową.
- Chyba już pójdę. - Powiedziałam.
Zmarszczył brwi i wbił we mnie swój wzrok.
- Nigdzie nie idziesz.
Zaskoczył mnie jego stanowczy ton. Spojrzałam mu w oczy.
- Myślisz, że co ? - Kontynuował. - Zjawisz się nagle, zawrócisz mi w głowie i tak nagle znikniesz ? O nie, tak nie będzie. Nie mam pojecia jak to będzie. - Położył rękę na mojej dłoni i lekko ścisnął. - Jesteś już moja i koniec.
Tym razem to ja zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam co powiedzieć. Kiedy się z nim widywałam był delikatny, zabawny, uroczy, ale teraz choć dalej emanował spokojem wyczuałam w nim stanowczość. A ostatnie swoje zdanie wypowiedział z całą powagą patrząc mi prosto w oczy. Nie wiem jak to działało, ale spodobało mi się to. Uniosłam kąciki swoich ust lekko ku górze, on w odpowiedzi uśmiechnął się swoim, prawdziwym, szczerym uśmiechem na widok, którego zabiło mi mocniej serce.
- Tylko wiesz, to nie wszystko.. - Zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Na razie wystarczy mi informacji.
Chciałam mu powiedzieć, że czekam na odpowiedź z muzycznej szkoły w Londynie i jeśli mnie przyjmą to za pół roku wyjeżdżam na stałę, ale skoro nie chciał tego wiedzieć to nie. Może miał rację, będzie jeszcze okazja by mu o tym powiedzieć.
- Odprowadzę cię do domu, co ty na to ? - Zaproponował.
- Nie ma problemu. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
Wychodząc z kawiarni otworzył przede mną drzwi, a potem ujął moją dłoń i ścisnął lekko. Niby nic i niby błahostka, ale dało mi to poczucie bezpieczeństwa. Spojrzałam na niego w milczeniu i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie chciałam nikogo innego. Czułam, że teraz wszystko jest na swoim miejscu. Poczułam, że wiele się zmieni. Nie potrafiłam jeszcze okreslić w jaki sposób, ale byłam pełna nadziei. Wszystko ładnie pięknie, ale co z moją mamą ? Wolałam teraz o tym nie myśleć. Po drodze przeszliśmy przez park, gdzie siedzieli zjamomi Konrada, których nie tak dawno poznałam. Pamiętałam ich twarze, jednak ich imiona mi się myliły i wolałam się z tym nie wychylać. Zerknęłam kątem oka na dziewczyny siedzące na ławkach. Widziałam jak były ubrane. Wszystkie były takie... idealne. Uśmiechnęłam się szeroko i przywitałam ze wszystkimi.
- A wy to już tak oficjalnie ? - Spytał któryś z kolegów Konrada.
- Nie widać ? - Odpowiedział im unosząc nasze złączone dłonie i całując lekko wierzch mojej.
Spojrzałam na niego lekko się rumieniąc. Nie znałam się na chłopakach, ale chyba nie każdy potrafiłby zrobić coś takiego na oczach swoich kolegów. Reszta ludzi w odpowiedzi na jego gest zaczęła gwizdać i śmiać się.
- Dobra, mam nadzieję, że już się naoglądaliście, bo musimy iść. - Powiedział.
- Szkoda, trzymajcie się. - Powiedział ten sam chłopak, który zadał mu wcześniej pytanie.
- No cześć. - Powiedzieliśmy oboje prawie jednocześnie i poszliśmy w kierunku mojego domu.