Z każdej strony słyszę: jak Twoje święta, Lil?, głównie się uśmiecham. Przechylam głowę, przepraszam, muszę lecieć. Jak było? Do 22 grudnia chyba ignorowałam swoje założenie, że do końca miesiąca już nie pracuję i brałam każde zlecenie. Noce, poranki, wczesne wieczory, w tym bałaganie nie zapominałam o tym, że święta są u mnie. Spałam mało albo wcale. Nie byłam straumatyzowana tylko dlatego, że dużo pomagała mi mama.
23 grudnia nad ranem przeskoczyłam przez ogrodzenie na cmentarz, żeby zostawić tacie świerk w doniczce i zapaloną świeczkę. To była druga rocznica śmierci taty, święta już zawsze będą tym trochę naznaczone.
Wigilię spędzaliśmy w trójkę: ja, mama i Kacper. Bez pośpiechu, bez nerwowej atmosfery, bez zbędnego napięcia. Brakowało mi brata, brakowało mi oglądania z nim American Psycho, brakowało mi jego no śpiewaj! czemu nie śpiewasz?, ale rozumiem, że chciał spędzić święta z K. i jej rodziną. Obiecał, że odwiedzi mnie w styczniu, zaczekam. Może nawet zaśpiewam.
Dziś już nie mam wyprasowanej koszuli i kokardy we włosach. Mam zaspane oczy, bluzę Z. i w planach odwiedziny u znajomych. To też tradycja, co roku 25 grudnia idę do nich po obiedzie, żeby jeść ich rybę po grecku zamiast swojej.