W tym roku nie graliśmy jeszcze w koszykówkę, chociaż już prawie czerwiec. Od lutego nie przestałam chorować na płuca, dodatkowo nasza piłka to już nieśmieszny żart i od dawna potrzebuje wymiany na nową. Zupełnie jak moje płuca.
Czekam na mamę i jej dziewięćdziesiąt kilogramów bagażu, które będę hałaśliwie taszczyć o czwartej nad ranem na drugie piętro. Nawet nie wiem, czy iść spać teraz, czy jak skończę dźwigać ten chłam. Ja w ogóle zasnę o czwartej? Pewnie będzie padał deszcz. W mokrej piżamie lepiej się śpi. I bez dobrych płuc. Kwintesencja.
Odkąd zmieniłam kolor włosów na jaśniejszy, czuję się delikatniejsza. I młodsza, zabawne. I siedzę na dywanie i jem croissanta, żeby nie nakruszyć w łóżku, fajnie. Chyba się prześpię przed czwartą, a nie po.