Cisza na blogu, sesja dmie...
Ze względu na dość spore zagęszczenie w kalendarzyku, ostatnio czas jakby wyhamował, lecz teraz znów ruszy z pewnością z kopyta, ku tpw, ku Hetce, przez mroki notatek. Tak mi się smutno zrobiło jakoś, gdy spojrzałem na me skromne papieru rezerwy, że aż nie miałem serca ich zadrukowywać czyimiś wypocinami. Póki co.
Z żadnego z dotychczasowych zaliczeń nie wychodziłem z poczuciem sromotnej klęski i proszę, na razie zaliczam.
To mi przypomina sen, w którym byłem czymś na podobieństwo wilka i radośnie tropiłem coś ze swoją małą sforą przez doliny, lasy... (swoją drogą, ostatnio źle traktowałem klawiaturę i teraz się mści, odmawiając posłuszeństwa. Smuteczek.). Odłączyłem się w pewnym momencie od reszty i wdrapałem na usiane skałami wzgórze. Nagły niepokój nakazał rozejrzeć się po okolicy. Nabrał on też po chwili czworonożnych kształtów o czerwonych ślepiach i zlepionym krwią futrze. "Strach tnie głębiej niż miecze" powiedział głosik w mojej głowie, lęk ustąpił miejsca pospiesznej lustracji otoczenia, a dramatyczna ucieczka obronnej postawie. Jeden nadbiegał polanką, drugiego między drzewami wypatrzyłem, trzeci z tyłu zachodził... a przez pięciu chwilę później otoczony, heroiczny bój o życie podjąłem.
Snu zakończenia oczywiście nie poznałem, lecz pozostało skojarzenie z upiornymi testami, zaliczeniami, kolokwiątkami... patrząc na wyniki. wszystko się zgadza, ostatni rozdział sesji poprzedzony jest pomniejszymi triumfami. Ku ostatnim linijkom!
Tylko sfora się fochnęła.
Co by nie zasypać tak długo powstającej notki samymi studiami i marami sennymi, juwenaliowe spotkanie piątkowej nocy miało miejsce... i tutaj powinienem napisać, jak było, gdzie było, z kim było albo coś w ten deseń. Całość jednak wymyka się skrótowemu skwitowaniu paroma słowami, tym niemniej odczucia me najlepiej chyba wyrażę pisząc, że było zarówno wielce pozytywnie, jak i wielce negatywnie. Czyli nie pisząc nic. Wrodzony optymizm nie pozwala mi się zbytnio przejmować całą zaistniałą sytuacją na ten moment - jakby nie spojrzeć, niedługo zobaczę, jak się to dalej rozwinie. Generalnie paru ludzi na plus, paru innych niekoniecznie. No i przede wszystkim na plus coś, co miało "DRY" na etykietce, ładnie pachniało i było zdecydowanie lepsze od serwowanej wódki. Także "performensy", skoro już o pozytywach wspomniałem...