Sesjo! Oto twój koniec! Z dniem dzisiejszym rozpoczynam wakacje.
Praktyki wstępnie umówione, rozdział pracy licencjackiej wbrew obawom napisany, oddany i zaliczony (drobne poprawki wprowadzi się kiedyś), zaliczenia i egzaminy na plus (minus Hetka, ale ona się przecież nie liczy), można wreszcie wypocząć! Znaczy, jak już się skończy remont salonu i związane z tym nadprogramowe aktywności. Przydałoby się jedynie coś więcej ogarnąć istotę autystycznego partycypowania w rzeczywistości na planecie Ziemi.
Wild bowl of strawberries appears. Niedawno była wspaniała, wakacyjna wyżerka z grilla, ciasta, truskawki, kiełbasy, kaszanki, no i mięso!! Mięso jest jak cebula. Nie, nie chodzi o warstwy i samo z siebie jakoś bardzo nie capi, lecz podobnie jak ona pod wpływem ognia przeistacza się z żaby w księżniczkę. Nie wiem jeszcze jak z żabą, ale księżniczka jest chyba odpowiednim słowem: ostatnio pare razy je usłyszałem, zawsze w kontekście rozpuszczonej i/lub* puszczalskiej damy. No, dupy, skoro już mam się trzymać zasłyszanego opowiadania. (* niepotrzebne wyjebać)
Bo prawdziwe księżniczki żyją tylko w Australii.
Plan jest prosty: zdobyć jakąś wartą zachodu książkę i unikać słońca.
O, a propos słońca. Ono mnie nienawidzi. Ludzie dookoła chodzą, żartują, spluwają i w końcu doszedłem do wniosku, że ono po prostu mnie hejtuje i specjalnie świeci najmocniej tam, gdzie akurat przebywam.
Tak bardziej na poważnie, ten żar jest naprawdę okrutny. Połazi człek parenaście minut to zaraz ma ochotę zrzucić skórę i schować się w piekle. Ew. zrobić przeciąg i ograniczyć chwilowo egzystencję do cudownego, cichego, zacienionego pokoju... no, takie są perspektywy. Świat mnie woła, bo dzienniczka praktyk jakoś jeszcze nie oddałem. Jak oddam dziś, z nieprzyjemnych rzeczy zostanie tylko dentysta. Akurat przed egzaminem środowym Sylwia roztoczyła wspaniałą wizję pozbywania się nadmiaru zębów. Takie tam zabawy z chirurgiem szczękowym, choć chyba tylko on ma z tego radochę. Cóż, możę się obejdzie. Zatykanie dziur jest wystarczająco okrutne.