Ktoś powiedział mi dziś, że nasza miłość jest, brzydko bardzo ujmując, popie*dolona, wiesz? Najpierw otworzyłam szeroko oczy i lekko zachłysnęłam się powietrzem. Spuściłam wzrok, zszokowana. A potem chyba mi się to określenie spodobało. Coś, co jest popie*dolone odbiega od normy, tak? Nieważne, w jakim stopniu. Ale różni się, jest inne, niekoniecznie lepsze, ale też niekoniecznie złe. Zalezy od punktu widzenia, tak? Tak. I wyobraź sobie, że ta osoba ma rację. Bo powiedz mi sam, jakie drugie dwie osoby piją razem herbatę i kawę nie w tych kubkach, co trzeba? Kubek do kawy, w którym ja piję herbatę. Kubek od herbaty, w którym Ty pijesz czarną, słodzoną przesadnie kawę. Albo kto po spojrzeniu w Twoje oczy domyśliłby się, że boli Cię ząb? Poza mną, oczywiście. Komu, pomijając Ciebie, pozwolę maltretować swoje ciało w taki sposób? Tylko Ty możesz robić warkocze na moich włosach, połowę przy tym brutalnie wyrywając. Fryzjerem nie zostaniesz, wiem to nie od dziś. Wiem tez, że nie zostaniesz sprzątaczem, ale to nieważne. Tylko Ty możesz próbowac malować moje rzęsy tuszem, wkładając do mojego oka szczoteczkę. Jedyną osobą, która ma prawo powiedzieć mi prosto do ucha zbereźne słowa, jesteś Ty. Jedyną osobą, która powie mi, że mnie kocha, i która usłyszy ode mnie to samo, jesteś Ty...
To jakaś psychoza. Wstaję rankiem...Wczesnym rankiem. Siłując się z cholerną furtką otaczają mnie ciemności. Zasłaniając usta szalikiem mam wrażenie, że wstaję w środku nocy. I w środku nocy paraduję z torbą na ramieniu po mieście. Wracając do domu, jest już ciemno. Znów mam wrażenie, że wracam w środku nocy, po kilkugodzinnym " balecie", nieprzytomna. A przecież byłam tylko w szkole. Nie mam czasu przeczytać Poświatowskiej wierszy. Nie mam czasu podlać Stefana. ( Kaktus, dla tych, którzy myślą, że podlewam członka rodziny...) Nie mam czasu nawet tak spokojnie obejrzeć swoją twarz w lustrze. A by mi się przydało. Bo się okazuje, że blednę. Jak taka...pietruszka? Tak, pietruszka. Bo pietruszki są blade. Jakby ktoś jeszcze nie dostrzegł. Pod okiem, się okazuje, mam siniaka. Przez pół drogi tramwajem próbowałam domyślić się, skąd się wziął. Przez tego siniaka nie dostrzegłam starszej kobiety, stojącej obok mnie. Kiedy tylko ją dostrzegłam, zerwalam się z miejsca i poprosiłam, by usiadła. usiadła i bardzo serdecznie się uśmiechnęła. A potem zerknęła na siniaka i trochę mniej się uśmiechała. A ja znów zaczęłam analizować ostatnie dni i noce. Spadłam z łózka? Lunatykuję? Ktoś mnie pobił? Co mi się stało? I w ogóle, czy ja czasem nie za szybko funkcjonuję? W ogóle, chyba czasem właśnie tak....Tak, myślę tak.
Jutro jest czwartek. Jutro jest czwartek i wybiegnę ze szkoły uśmiechnięta. Jutro jest czwartek i wybiegnę ze szkoły uśmiechnięta, bo ktoś będzie na mnie czekał. Jutro jest czwartek i wybiegnę ze szkoły uśmiechnięta, bo ktoś będzie na mnie czekał, by zabrać mnie do kina. Jutro odżyję na dwie godziny...
Michał - Proszę pani, dostałem pałę na biologii.
Profesor - Nie mówi się pałę, tylko...
Michał - Dostałem gałę na biologii...
Profesor - Nie mówi się gałę, tylko się mówi...
Michał - O Jezu no, dostałem laskę na biologii...
Profesor - Zaraz dostaniesz drugą w mojej rubryce!
- Chyba pojęłam o co chodzi z tym cudem...
- Łopa Gangam style!
- Aniela, mówię do Ciebie...
- Wooop, woooop, wooop...
- Uprawiałam seks bez zapezpieczenia i jestem w ciąży z moim profesorem od woku...
- CO DO CHOLERY?!
- A nic, czopku, sprawdzałam tylko, czy Ty mnie w ogóle słuchasz.
- Panie profesorze, bo ja tu pomnożyłam, ale coś mi nie wyszło.
- Nie pomnożyłaś, tylko podzieliłaś, dziecinko.
- Pomnozyłam.
- Podzieliłaś...
- Okay. Ale nie ja, tylko kalkulator.
- Będę brał Cię...
- Cicho...
- W aucie..
- Cicho bądź
- Cię...
- Ehee, morda w ciup, bo będzie w dziub.
- Weź, popatrz, to jest iloczyn chyba.
- Tak, potem kupimy.
- O czym ty mówisz?
- No o chlebie. Potem, jak wyjdzimy z metra...
- Eee...Jasne, okay, w porządku.