Żal mi wszystkiego, co wokół mnie. Tak wyczajnie, bez powodu. Tęsknota za Nim trawi mi każdą tkankę ciała. Wstaję obolała po nieprzespanej nocy, stopy plączą się niewyraźnie po jasnej, drewnianej podłodze. Skostniałe palce, sine, zaciskają się delikatnie na poręczy schodów. Wyjechał i wróci za długi czas. A ja ze sobą co zrobić nie mam praktycznie nic. Żyć mogę, zabić się nie. Praktycznie nic. Tylko tęsknota jest obecna. Płynie w żyłach, jakby była krwią. Tak się ze mną bawi. Tak się aklimatyzuje w moim ciele. Tak się wprowadza, cwana. A ja zaczynam mówić glosem zmieszanym z chrypą. I zaczynam płakać w ściany. Głupia Hiszpania.