Tak trudno jest czasami uwierzyć w drugą osobę... Z takim wysiłkiem przychodzi nam zerknięcie w Jej oczy i uśmiechnięcie się. Ale nie zwykłe uśmiechnięcie, lecz to szczere, gdy oko prawdziwie się świeci i prawdziwie kocha źrenicą. Czy naprawdę tak dużo wysiłku musi kosztować ruch? Palców? Tych maleńkich paluszków, dotykających drugiej, kochanej, ważnej dłoni? By pokazać, że się jest obok i nigdzie się nie odchodzi... Dlaczego tak strasznie niekiedy bolą wyrazy, które wydostają się spomiędzy warg kogoś, kto siedzi obok naszego ciała? I czy trzeba zaciskać usta, próbując wierzyć w te słowa? Dlaczego życie bywa tak bardzo kapryśne, humozaste i myśli sobie, patrząc na nas - "Ja Ci teraz pokażę! Pokażę Ci, jak potrafię Ci dopiec...!" ... I z jakiego powodu komplikuje nam wszystko, co tylko jest w stanie... I stwarza problemy? Które są wyjątkowo towarzyskie i prędko nas pojmują za przyjaciół? I nie chcą się oderwać, tylko trwają przy nas, jak najwierniejszy przyjaciel, najwierniejszy z psów, najwierniejszy z najwierniejszych... ? Dlaczego ktoś kiedyś nazwał uczucie miłością? I dlaczego teraz ta miłość robi się zła, pokazując mi, że potrafi sprawić, że cierpię? Dlaczego dziś musi być w złym humorze ... Czemu musi mnie dźgać nieprzyjemnie, gdy leżę i odpoczywam... I tylko kocham?
Jutro będzie lepiej...
Lubię to zdjęcie. Bardzo.