Zdj. Buchenwald.
"Na obiad - dla urozmaicenia - zaczęto dawać nam suszoną brukiew z robakami. W każdym kotle na wierzchu ślicznie, jak tłuszcz, pływała co najmniej centymetrowa warstwa białych robaczków. Sztubowy chochlą zbierał z grubsza robaki, zamieszał i wydawał - a my jedliśmy z zamkniętymi oczami, żeby ich nie widzieć. Sporo żarcia można było wtedy dostać z bloków prominenckich. Kto miał możność jeść co innego, to tej zupy nie jadł. Dawano nam też przez pewien czas zupę owocową z suszonych owoców. Dobra była, gęsta, dobre owoce i rodzynki w tym były - tylko że też z robakami. Wyszukiwanie robaków było niemożliwe, bo była to gęsta papka. Przywieźli tego dużo w paczkach w celofanie. Było to przeznaczone dla żołnierzy frontowych, a że zalęgły się robaki, przysłano do obozu.
(...)
Dawano nam też kapustę suszoną bez robaków i szpinak też bez robaków, lecz często śmierdzący, że tego i ja nieraz nie mogłem jeść. Szpinak przywozili wozami i bez płukania - od razu do kotłów, a resztę pod kuchnię na kupę. Po dwóch dniach, gdy gotowano to, co leżało na słońcu, śmierdziało na całym terenie i nawet najgłodniejsi nie mogli jeść i wylewali. W szpinaku w każdej misce na dnie znalazła się łyżka lub dwie ziemi - czasem żaba, ja raz znalazłem skorupkę z dachówki. Nie cięto go, były to całe krzaki. Jak się jadło, to jeden koniec był już w żołądku, a drugi jeszcze w misce."
"Gdy pracowałem w grupie transportowej, przy wozie tym pracował ojciec i syn, Francuzi. Raz synowi udało się zdobyć gdzieś dużą ilość łupin od ogórków, które włożył sobie za koszulę. Jak ten ojciec prosił, jak skamlał! Chodził za nim z wyciągniętą ręką prosząc o trochę tych łupin, a synek pyskował ze złością i uciekał przed nim na drugą stronę naszej platformy ciągle jedząc te łupiny. Wreszcie wziął w palce kilka łupinek i dał ojcu. Ojciec zjadł i znów go prosi. Odepchnął on ojca tak, że ten się przewrócił, a synka nic to dalej nie obchodziło. Patrząc na to wzbierała we mnie złość, ale nic nie mówiłem. Dopiero jak ojciec upadł, nie wytrzymałem. Grzmotnąłem kilka razy w ryja, szarpnąłem za koszulę i siłą zabrałem mu dwie pełne ręce łupin, które oddałem jego ojcu. Ciekawe, że po tym patrzył on jak na bandytę nie na mnie, a na swojego ojca."
/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025