photoblog.pl
Załóż konto

""Poczekalnia do gazu" to ani przenośnia, ani też szukanie łatwego efektu. Tę funkcję spełniał istotnie blok 4 w Birkenau na odcinku B Ib później oznaczony numerem 7 i nazwany Isolierstation. W bloku tym dane mi było przeżyć ogromnie długi okres licząc miarą intensywności przeżyć bo od 20 kwietnia do 16 września 1942 roku.

(...)

Był 20 kwietnia 1942 roku dzień urodzin Adolfa Hitlera. Nie było formalnej selekcji. Paru w przeddzień wypisano na lager, a Sanitätsdienstgrad (SDG), czyli 'sanitariusz" Josef Klehr zabrał nasze karty gorączkowe do Schreibstube. Wydano nam te "harcerskie" ubranka, oczywiście bez płaszczy i czapek, i owe przeklęte trepy dla jednych i równie znienawidzone "holendry" dla innych. Powiedzieli, że jesteśmy rekonwalescentami i pojedziemy z transportem zur leichten Arbeit (do lżejszej pracy).

Dla mniej doświadczonych brzmiało to dość prawdopodobnie, tym bardziej że wypędzono nas z bloku dość łagodnie, bez specjalnego bicia. Ale dla nas, starych więźniów, którzy, tak jak ja, już przed kilku miesiącami rozpoczęli drugi rok lagrowego stażu, owa leichte Arbeit miała złowróżbny sens. Niepokój rozbudzały pośpieszne pożegnania ze strony przyjaciół. Oni muszą coś wiedzieć: Staszek Głowa, który wsunął mi w rękę porcję chleba i nie miał czasu na chwilę rozmowy, i Zdzisek Stańda - "Naftali" - który tylko krzyknął "szczęśliwej drogi, trzymaj się" i zaraz gdzieś się ulotnił...

(...)

Jesteśmy na miejscu. Przed murowanym barakiem stoi nieduża, ustawiona w piątki, około 30 osób licząca grupa wynędzniałych postaci to reszta z owych ponad tysiąca naszych poprzedników. Tych rekonwalescentów, których przed miesiącem wysłano tu zur leichten Arbeit... Pod ścianą bloku leży równo ułożony szereg zwłok. To dzisiejsza porcja Abgangów ("ubytków"). Nie chce się już bardzo pytać, w jaki sposób wykończyli w ciągu miesiąca tysiąc naszych kolegów, a także ich, jeszcze żywi, towarzysze niedoli nie mają ochoty zbytnio roztkliwiać się na ten temat.

Podstawowy aktualny problem to pytanie, czy dadzą jeść i czy wpuszczą na noc do baraku. Nie dali jeść i nie wpuścili na noc pod dach. Funkcyjni każą stać w wyrównanych szeregach. Kto słabnie i osuwa się na rozmokłą, grząską, trochę gliniastą ziemię, posypaną lekko drobnym, ceglanym gruzem dostaje pałą w łeb lub gdzie popadnie.

Wtedy jedna tylko alternatywa: albo pokrzepiony takim bodźcem stanie, albo za chwilę powiększy starannie układany pod ścianą bloku rząd zwłok. Tak rozpoczął się pierwszy dzień w przyszłej poczekalni do gazu.

(...)

Stoimy więc tego pierwszego dnia w zwartej gromadzie i czekamy. Na co? Wokół nas błotnista, rozległa, zaledwie w znikomej części zabudowana równina Birkenau, a co w nas? Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że głodzenie będzie stopniowane. Były dni, w których nie wydawano nam w ogóle żadnego pożywienia przeciętnie co drugi dzień. W takie dni absolutnej głodówki po dziennej stójce mieliśmy nadzieję, że wpuszczą nas "za to" na noc do bloku, co zazwyczaj istotnie następowało.

(...)

W dzień stójka była w zasadzie obowiązkowa. Kto dotrwał żywy do wieczornego apelu, dręczony głodem i piekielnym pragnieniem brak wody łagodzonym często halucynacjami obżarstwa nadchodzącymi w czasie półsnu na stojąco drżący z zimna nie mieliśmy przecież ani płaszczy, ani czapek w ten słotny czas brzezinkowego kwietnia, przeplatanego deszczem i śniegiem trawiony gorączką i dreszczami, męczony krwawą biegunką, ropiejącymi flegmonami i świerzbem- ten marzył albo o rychłym końcu, albo o maksymalnej sumie szczęścia: o jedzeniu i spaniu na bloku. Realna była w zasadzie tylko alternatywa: albo spanie, albo jedzenie.

Przeżycie na stojąco nocy i doczekanie się świtu, zapowiadającego nic innego jak tylko dalszy ciąg stójki.

(...)

Głodzenie, stójki dzienne i nocne nie wyczerpywały programu likwidacji chorych, zadręczonych ludzi. W czasie stójek nocnych największą grozę budziły tzw. kąpiele. Gdy w stojącej przed blokiem beczce nazbierała się dostateczna ilość deszczówki, wtedy zwykłą udrękę nocnej stójki przerywało czasem ukazanie się esesmana i funkcyjnych. Wybierano kilka ofiar. Ociągających się wrzucano siłą do lodowatej wody, często znęcając się nad ofiarą w taki sposób, że powoli topiono ją. Kto wyszedł żywy z takiej "kąpieli", ten z reguły jednak nie doczekał świtu. Wsiąkał niejako w dżdżystą, brzezinkową noc, w ten zabójczy ni to śnieg, ni to deszcz.

Wpuszczenie na noc do bloku wydawało się nam upragnionym darem łaskawego losu."

 

 

/ Refleksje z poczekalni do gazu / Adolf Gawalewicz

 

 

Dodane 8 LISTOPADA 2024
391