"W owym czasie pracowałam w obozowej szwalni - Betrieb-Industriehof. Praca w kurzu i hałasie była bardzo ciężka, a pomieszczenia miały stale pozamykane i pozasłaniane okna. Dozorcą był esesman Binder - istny szatan w ludzkim ciele. Szykanował nas i maltretował aż do zupełnego otępienia. Tortury te wzmagały się szczególnie w wypadku każdej klęski Niemiec. Porażka w Afryce czy też kolejne pęknięcie osi Berlin - Rzym, stawały się dla nas doprawdy sądnym dniem. Binder ganiał po całym baraku jak szalony, wszędzie węszył, a w razie jakiegoś uchybienia straszliwie bił. Potrafił stanąć na maszynie i pilnie obserwować cały warsztat. Gdy zobaczył, że któraś z pracujących pochyla głowę ze zmęczenia, skakał do niej po maszynach jak małpa i kopał butami po twarzy i głowie."
Franciszka Makucowa
/ Serca niezgasłe / Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
"Po apelu przynosił nam nowiny z frontów, mówił o prominencji obozowej, o nastrojach różnych grup. Mając zniszczone zdrowie i zepsuty po tyfusie w Oświęcimiu żołądek, często któremuś z nas oddawał swoje zupy i dolewki. Nie można było odmówić, bo wówczas wkładał ręce do kieszeni i swoim sakramentalnym "ta co ty tu będziesz mówił, ta bierz, taka jego mać była..." rugał od serca i perswadował, że my młodzi musimy żyć, wyjść stąd i mówić światu, jak myśmy żyli i jak umierali nasi koledzy, bo takim starym jak on to już wszystko jedno... Płaciliśmy Jasiowi za to sercem i czynem. Sucharami organizowanymi i z własnych paczek, które coraz rzadziej do nas docierały. Czasem po wieczornym apelu, gdy już gwarzyliśmy sobie na pryczach, przychodził do naszego blokowego (Czesia Ostańkowicza) jeden z esesmanów, ażeby on mu wyznaczył kilku "zacnych ludzi" do rozładowania ciężarówki z białym chlebem, który przywożono wprost z piekarni dla esesmanów. "Stary" leciał wtedy do "młodziaków" Chlebowskiego i zapewniając esesmana o naszej niepokalanej uczciwości, kilku z nas wyznaczał do jego dyspozycji.Wówczas "bez poruty" (jak mawiał "Sztachetka"), ażeby nie narazić autorytetu i zaufania esesmanów do "Starego", robiliśmy Jasiowi miłą niespodziankę. Zza bramy wracaliśmy jeśli nie obładowani kulkami białego miąższu wokół pasa, to przynosiliśmy go w mocno powiązanych nad butami nogawkach pasiaka. Dziś po prostu trudno uwierzyć, jak wtedy trzeba było błyskawicznie, na oczach dwóch pilnujących nas esesmanów, wbić w jeden z chlebów środkowy palec, wyrwany miąższ zgnieść i schować go za pazuchę.Ta metoda niewinnej, w imię "wilk syty i koza cała" kradzieży, o tyle była dobra, że ilość bochenków chleba przeważnie była zgodna z rachunkiem piekarni, a tym samym nie rewidowano nas na bramie. Zdarzał się jednak czasem i niedobór. Wówczas esesmani zaczynali, poczynając od butów w górę, obmacywać nas, my zaś czekaliśmy na moment, w których ich ręce osiągną poziom bioder, wówczas wciągaliśmy w siebie żołądki, a łup pod ich rękami wędrował sobie poniżej kolan. Zadowolony unterscharführer mówił nam "gute Nacht" i puszczał na blok. Na pewno jednak niejeden z esesmanów łamał sobie głowę, dlaczego przydzielony mu bochenek chleba miał w sobie dziurę i był częściowo pusty."
/ Żywe echa / Wacław Nowicki
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
16 CZERWCA 2024
4 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
4 dni temu