"Krzyczący SSman to dobry znajomy z Buny. Poznaniak. Jeden z tych, co to wiedział, jak się ustawić w szeregu, aby do pracy odmaszerować z naszym komandem, słusznie przypuszczając, że nie wróci z pustymi rękami.
Miałem z nim, prawie rok wcześniej, nieoczekiwaną przygodę. O mało nie skończyła się rozlewem SSmańskiej krwi.
Pracowałem wtedy w dziesięcioosobowym komandzie "Probenbelastung", jako vorarbeiter. Przeprowadzaliśmy próbę obciążenia gruntu, pod gazownię chyba. Był to teren odległy od głównego placu budowy o ponad kilometr. W polu pomiędzy sporo już wyrośniętymi zbożami. Przy dobrych układach SSmańskich, chodziliśmy nawet do wsi "organizować".
Któregoś dnia "Poznaniak" zadecydował:
- Wszyscy schodzą do dołu - (a był już dość głęboki, gdzieś na cztery metry). My z Augustem idziemy do wsi, po "chleb". Drugi wartownik wchodzi w zboże i pilnuje was. W dole siedzicie do naszego powrotu. Nie wolno wystawiać głowy bo post będzie strzelał.
Koledzy zeszli po drabinie i przysiedli na betonowych płytach. SSman wlazł w zboże a ja z "Poznaniakiem" wzięliśmy za uszy 25-litrowy kociołek po zupie i polami ruszyliśmy w kierunku, odległych o niecały kilometr Monowic. U Marysi Zębatej, jednej z najaktywniejszych w Organizacji, napełniliśmy jedzeniem kociołek, a jajkami, masłem i butelką wódki SSmański chlebak. Wracaliśmy, zgodnie taszcząc załadowany kocioł, SSman z jednej, więzień z drugiej strony. Maszerowaliśmy przez ziemniaki, na skróty. Nagle "Poznaniak" wrzasnął:
- Padnij!!!
Leżeliśmy każdy w swojej bruździe, a kociołek pomiędzy nami. Rozległ się chrzęst repetowanego karabinu.
- No, chodź... Chodź tutaj... - cedził przez zęby SSman, podnosząc karabin do oka.
Zrozumiałem. Daleko przed nami widać było jeźdźca na koniu. Jechał w naszym kierunku, zatrzymując się co chwila. Rozglądał się, wyraźnie szukał czegoś.
- Nas szuka... Naszego komanda - stwierdził "Poznaniak".
Mógł długo szukać. Musiałby wjechać do rowu, żeby znaleźć. Zawrócił. Zrezygnował. Odetchnęliśmy obaj. To był Seidler, zastępca kierownika obozu.
- Co ty chciałeś zrobić - zapytałem mojego posta.
- A co? Myślisz, że mam ochotę iść na wschodni front? Albo na twoje miejsce?
- Rzeczywiście kropnąłbyś? A co potem z ciałem?
- Rzeka niedaleko. Spuścilibyśmy z prądem!
A po chwili dodał:
- A ty, August uważaj. Uważaj z tym "organizowaniem". Możesz bardzo łatwo wpaść. Niewielu jest SSmanów takich jak ja!"
"Tego dnia obaj SSmani to chyba moi rówieśnicy. Dowódcą był może 20-letni, albinosowaty chłopak o śnieżnej cerze usianej piegami i pszeniczno jasnymi włosami. Z nim Marysia uzgodniła, że poda nam, obok jedzenia, paczkę z ciepłą odzieżą. Dar od sióstr zakonnych pracujących w szpitalu na drugim piętrze klasztoru OO Salezjanów.
Po tacę i kociołek Maria przyszła do naszej piwnicy z zakonnicą. Obie niosły cztery paczki zawinięte w papier i obwiązane sznurkiem.
Pszeniczny blondas kazał paczki zostawić w kącie i podziękował za śniadanie. Kobiety zabrały naczynia. Zostaliśmy sami. Piegowaty drugiego SSmana wysłał za drzwi, aby zapobiec zaskoczeniu przez niespodziewaną inspekcję. Mnie polecił rozwiązać pakunki. Koledzy, sponad sterty marchwi i buraków, przyglądali się tej scenie.
W pierwszej paczce, na swetrach, leżała koperta. Adres - August. Chciałem schować list do kieszeni, kiedy blondas, dość gwałtownie wyjął go z mojej ręki i wsunął za mankiet SSmańskiego płaszcza. Spojrzał na obserwujących nas więźniów.
- Dalej, do kąta - wskazał narożnik za węgłem ściany.
Tu wyjął list.
- Czytaj.
Stał dwa kroki ode mnie. List był od Heli Stupkowej. Zawiadamiała, że bożonarodzeniowe paczki otrzymamy za 10 dni. Swetry i pończochy przygotowały siostry. Na święta jedzie do Mielca, do synów, będzie się widzieć z moją Mamą.
- Przeczytałeś?
- Tak.
SSman wyjął zapalniczkę, podpalił trzymaną przeze mnie kartkę papieru. Płomień zmienił ją w czarny, ulotny strzęp.
- Koperta!
Podpalił. Deptał leżący na posadzce papierowy popiół.
- Teraz w porządku!
Widząc moje niedowierzające spojrzenie, wyjaśnił.
- Trzeba być bardzo ostrożnym. Nawet kolegę wysłałem za drzwi, aby nie widział, co się tu dzieje. A mnie ty się nie bój. Patrz.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i w otwartej dłoni ujrzałem różaniec.
- To cię może przekona. Jestem z Amsterdamu. Ojciec Niemiec, mama Holenderka. Czuję się Holendrem. Chcieli mnie wysłać na front, ojciec załatwił skierowanie do służby na tyłach. Przydzielono mnie do załogi SS w Auschwitzu.
Patrzyłem na różaniec leżący w białej dłoni. Tak bardzo kontrastował z czarną naszywką - "Adolf Hitler SS" - na zielonym rękawie postowego płaszcza. Dziwnymi ścieżkami Matka Boża zstępowała do piekielnego kręgu obozowej rzeczywistości."
/ Refren kolczastego drutu / August Kowalczyk
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025