photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

"Ustawiono nas po dziesięciu w rzędzie i pisarz bloku przy udziale sztubowych - zaczął ćwiczyć z nami zachowanie się podczas raportu o stanie więźniów w bloku.
Sillgestanden! (baczność!), Mützen ab! (czapki z głów), Mützen auf! (czapki włożyć na głowę), Rührt euch! (spocznij).
Aby dwustu czy czterystu więźniów równo zdjęło czapkę lub ją włożyło - trzeba czasu. Wielu spośród nowo przybyłych do obozu nie rozumiało po niemiecku. Wielu nie służyło w wojsku. Obca im była wszelka musztra. Zaczęło się bicie. Każdego, kto spóźnił się ze zdjęciem czapki lub jej włożeniem - okładano bez litości kijami, gumami i pałkami, w które uzbrojeni byli ci z obsługi bloku. Rozkaz Mützen ab!, Mützen auf! - był powtarzany wielokrotnie, ale ani razu nasza nowo przybyła do obozu grupa nie wykonała go dobrze. W końcu blokowy oznajmił: - Ja sobie z wami porozmawiam po apelu. Pierdolona inteligencja - przeklęte gówno - z pogardą splunął w naszą stronę."

/ Wytrzymałem więc jestem / Tadeusz Sobolewicz



[Flossenburg-Hersbrück]

"Nasza praca w Happburgu polegała na wykuwaniu w jednej z gór, niemal na samym jej wierzchołku, podziemnej fabryki na użytek zbrojeniowy. Prace były zaawansowane zanim nas tam przydzielono - wykuto już tunel przeszło stumetrowej długości. W tym właśnie tunelu zacząłem pracę w nowym obozie. Robota w tunelu była niezwykle ciężka i potocznie nazywaliśmy go "wykańczalnią". Brak powietrza - z powodu wadliwej i niewystarczającej wentylacji - i unoszące się tumany pyłu powodowały, że już po godzinie pracy słanialiśmy się z wyczerpania. Duża sfora kapo, ludzi bardzo młodych, dopełniała dzieła śmierci.
Zaraz po wybuchu zakładanych na "przodku" tunelu - mówiąc językiem górniczym - ładunków, nim jeszcze opadły tumany pyłów, już byliśmy tam pędzeni przez sforę oprawców, popychając przez sobą żelazne wagoniki na szynach. Tunel nie był stemplowany i ciągle baliśmy się "zawału". Po dopchaniu wózków do "przodka" należało załadować na nie odłamki skalne, wywieźć je z tunelu na zewnątrz i zwalić w przepaść. Zatrzymujący się na brzegu kamienie usuwał pracujący tu spychacz. Z opróżnionymi wózkami, pod ustawicznymi razami kapo, trzeba było biegiem wracać do tunelu po nowy ładunek. Ta robota pociągała za sobą olbrzymią śmiertelność wśród więźniów. Zmarłych wynosiliśmy przed tunel i układaliśmy w stertę.
Po kilkunastu dniach tej niewolniczej pracy zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie przeżyć tego obozu, i że dni mojego życia są policzone."


/Żywe numery/ Czesław Skoraczyński



[Dachau]

"Wszyscy leżą pokotem. Rzadko dochodzą odgłosy rozmów czy skarg. Wokół cisza, w której jak gdyby słyszało się zbliżające się nieszczęście. Od czasu do czasu rozlega się prośba o pozwolenie przewrócenia się na drugi bok. Przewraca się na drugi bok cały rząd leżących, indywidualnie jest to niemożliwe. Za mało ma się miejsca.
- Kolego - zwracam się do sąsiada - powiedzcie mi, czy wydadzą nam koce?
- Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a dowiecie się wszystkiego - brzmi odpowiedź.
Sąsiad z drugiej strony leży cichuteńko, z na wpół otwartymi oczami, przeraźliwie wychudły.
Była to noc, którą długo będę pamiętał. Przywarci do siebie dla zmniejszenia utraty ciepła leżymy nieomal bez ruchu. Wreszcie sen klei powieki. Jak długo spałem, nie wiem. Budzi mnie dokuczliwie zimno w plecy. A tak liczyłem na mego sąsiada, no i ten oczywiście liczył na mnie.
Trącam go łokciem, chcę, by się przewrócił na drugi bok. Ale on ani drgnie. Dotykam w ciemności jego ręki. Jest zimna i jakaś inna. Omal nie zawyłem. Dotarło do mojej świadomości, że leżę obok trupa."


/ Tamte dni / Kazimierz Rajner



[Auschwitz]

W kilka dni później zdarzył się w bloku 9 "niesłychany" wypadek: ktoś nadepnął na świeżo wschodzącą trawkę zasianą przed blokiem. Ślady dwóch stóp były widoczne; zapewne któryś z bardzo osłabionych więźniów, może popchnięty w czasie rannego wypędzania z parteru, stracił w ciżbie równowagę. Ślady na trawce spostrzegł osobiście Lagerführer Karl Fritzsch. Zawołał kilku esesmanów zdumionych "szkodą i sabotażem".
A że nie znali winowajcy, pobili blokowego i sztubowych za niedopilnowanie. Natomiast po robocie cały blok musiał kolejno (kilkaset osób) stawać do sprawdzania wielkości obuwia.
Wybrano 4 więźniów i wszystkich natychmiast rozstrzelano."


/ Wspomnienia z Oświęcimia i Brzezinki / Adam Piotrowski -> (/ Poza granicą nienawiści / Adam Piotrowski, Mieczysław Kornacki)


Dodane 22 MAJA 2013
431