photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

"Latem 1942 roku z bloku 4 uciekł kamieniarz, który przyszedł z Dachau ostatnim, niedużym, liczącym około czterdziestu osób transportem kamieniarzy. Nieobecność jego stwierdzono przy wieczornym apelu. Gdy rewizja i poszukiwania w baraku nie dały rezultatu - bramą na plac apelowy zwaliła się chmara esesmanów. Wszyscy w sztok pijani. I zaczęło się. Bicie, padanie z gimnastyką - na rozkaz pijanego esesmana. Na bloku 3 stał specjalny kozioł do bicia ludzi. Wyższy był z tej strony, z której były nogi. Nogi przypinało się klamrami do kozła. W pasie przywiązywano do kozła szerokim pasem. W tej pozycji głowa była niżej od tyłka, a tyłek był dobrze wypięty i napięty. Wystawiono kozioł przed blok i esesmani z bykowcami wywoływali ludzi, którzy przyszli ostatnim transportem z Dachau. Tym transportem, z którym przyszedł uciekinier. Mój blok stał tak na placu, że dokładnie widziałem, co działo się przed blokiem 3. Całą wywołaną grupę ustawiono przed blokiem. Przywiązywali ich kolejno do kozła i bili. Bili w tyłek, w plecy, w głowę. Biło dwóch, trzech i czterech jednocześnie. Wszyscy pijani. Bili każdego tak długo, aż zwisał nieprzytomny. Wtedy rzucano go pod blok i przywiązywano następnego."

 

"Na jego miejsce oberkapem został Donnecker. To było dobre bydlę. Nie bałem się żadnych kapów i blokowych, a tego jednego bandyty bałem się. Jak widziałem go z daleka, to na wszelki wypadek wolałem iść inną drogą, żeby się z nim nie spotkać. Był to człowiek oczytany, znał się na muzyce poważnej, podobno był lekarzem. Wielki, lekko zgarbiony, z rękami bez mała do kolan i dziwnym chodem. Nogi stawiał szpicami butów do środka i miał cholerne, świdrujące człowieka na wylot oczy. Poszedłem raz pogadać z Tomaszewskim. Rozmawiając z nim wyczułem za sobą niebezpieczeństwo. Obejrzałem się - Donnecker. Stał, patrząc na mnie. Podszedł do mnie i zapytał cichym, przejmującym głosem:
- Gdzie ty robisz?
- W transportkolonnie - odpowiedziałem.
- A co tutaj robisz?
- Przyszedłem porozmawiać z kolegą.
- Uciekaj - powiedział po cichu pokazując palcem drzwi.
Bez słowa wyszedłem z hali. Bałem się go... i już. Widziałem go, jak mordował z uśmiechem na ustach. Brał długi kawał metalu, z którego robiono lufy karabinowe, i bił powoli, spokojnie, metodycznie. W końcu albo zabijał odpowiednio celnym uderzeniem, albo pobity człowiek umierał jeszcze kilka godzin. Podobał mi się dopiero w ostatnich chwilach swego życia. Tak jak z uśmiechem mordował, z takim samym uśmiechem zginął. Inni prosili, błagali, bronili się. On nie. Przyglądał się ludziom, którzy go prowadzili - i uśmiechał się. Po drodze oddawał znajomym pióro wieczne, ołówek i zegarek i nawet ręką nie ruszył w swojej obronie, gdy go uśmiercano."

 


/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk


Dodane 18 STYCZNIA 2012
434

Informacje o numerymowia


Inni zdjęcia: Ja nacka89cwa1533 akcentova;) virgo123hortensje elmarKiteł purpleblaackDzieci rodzą na Pustyni bluebird1112.7.25 inoeliaOgrodowa żabka :) halinamtruskaweczki dorcia2700Róże patusiax395