photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

Ocalony rosyjski więzień identyfikuje strażnika obozu, który brutalnie bił wieźniów, Buchenwald.

 

"Prócz tak zwanej kary przypadkowej istniała w obozie jeszcze kara oficjalna. Polegała ona na tym, że za byle jakie, nieraz bardzo błahe przewinienie, zapisywano numer więźnia, a karę wymierzano publicznie podczas wieczonej apelu. Podczas mego pobytu w Stutthofie kilkakrotnie byłem świadkiem takich scen. Przed frontem tysięcy więźniów wystawiano jeden lub dwa, specjalnie do tego dostosowane "kozły", zwane przez więźniów "bokami" (od niemieckiego Bock - kozioł). Kara była wymierzana w zależności od stopnia "przewinienia" - od dwudziestu pięciu do siedemdziesięciu pięciu, a nawet do stu bykowców. Kiedy wywoływano skazańca, musiał się położyć na tym "koźle" w ten sposób, by przylegały do niego nogi, a z drugiej strony głowa była opuszczona na dół. W tej pozycji pośladki były mocno wypięte, a mięśnie naprężone. Teraz dwaj oprawcy w mundurach SS chwytają za bykowce i z iście szatańskim sadyzmem rozpoczynają katowanie bezbronnej ofiary. Po kilku uderzeniach skazaniec zaczyna krzyczeć, potem błaga o litość, następnie krzyk przechodzi w jakiś zwierzęcy pisk i wycie. A po nogach ofiary spływa zmieszana z odchodami krew... Tysiące więźniów w zastygłym milczeniu przygląda się bezradnie makabrycznemu widowisku.
(...)
Jeżeli nieszczęśnik był skazany na mniej batów i mógł się trzymać na nogach, szedł na swoje miejsce. Jeśli mu wymierzono pięćdziesiąt lub siedemdziesiąt pięć razów, wówczas już nie mógł się podnieść o własnych siłach. Zanoszono go do baraku, gdzie za dzień lub więcej przeważnie konał. Stu uderzeń nikt prawie nie wytrzymał. Ci konali na miejscu kaźni, a ostatnie uderzenia esesmanów padały już tylko na trupa. Nie było dnia, by podczas wieczornego apelu kogoś nie bito. Często katowano po kilkudziesięciu więźniów. Takie egzekucje stosowano w ramach zbiorowej odpowiedzialności. Były wypadki, że bito całe setki. Wówczas staliśmy na apelu godzinami, często na deszczu lub mrozie."

 

/ Za drutami Stutthofu / Wacław Mitura

Dodane 19 GRUDNIA 2011
236