Witam tym razem z dobrowolnej kwarantanny. Dobrowolnej, bo na instrukcje sanepidu się nie doczekałam, a w pracy miałam bezpośredni kontakt z osobą, u której krótko później zdiagnozowano covid, także ten. Póki co sobie siedzę i mi to odpowiada. Mąż nieprzerwanie na pracy zdalnej, uczelnia także zdalna, a żadne z nas nie wykazuje jakichkolwiek objawów choroby, więc jest dobrze.
Powyższe zdjęcie zostało zrobione w Kalamaki, tuż przy zawalonym bunkrze. Niewielu ludzi się tam zapuszcza, zatem my musieliśmy tam iść. Podczas przypływu ciężko dostać się w to miejsce, choć nie jest to niemożliwe, ale bywa bolesne, o czym się przekonałam. Wówczas fale rzucają człowiekiem w kierunku skał, a skały wyglądają jakby składały się z ostrych drobinek szkła. W efekcie człowiek jest poharatany i posiniaczony na całej swojej powierzchni. Warto się tam wybrać w dzień, kiedy morze jest spokojniejsze, co też uczyniliśmy nazajutrz po pierwszej i nie do końca udanej próbie zdobycia bunkra. Potem miała miejsce jeszcze trzecia próba, ale od górnej jego strony. Zakończyła się ona sukcesem, ładnymi widoczkami i kolekcją zdjęć, które może kiedyś tutaj trafią.