W środę otrzymałam najgorsze wieści jakie mogłam.
Do tego mój mały świat się wali i mam bardzo dużo na głowie to moja druga połówka musiała mieć poważny wypadek.
Nigdy w życiu nie popłakałam się w pracy, nigdy. Była to najcięższa noc w moim życiu..
Jadąc do reykjaviku 130 na godzine o 12 rano aby zobaczyć go jak najszybciej.
Mama kazała mi trzymać zimną krew i nie płakać ani nic.
Siedziałam 9 godzin przy nim i musząc jechać do domu o 20 wieczorem myślałam że zapłaczę się na śmierć.
Nigdy nie widziałam go tak zmęczonego, nie wiedział co się dzieje. Co chwilkę sie budził i zasypiał. Miał wysoką temperature.
Najpiękniejszym momentem było kiedy się uśmiechną do mnie i powiedział "hae"... rozpłynełam się
Kocham jego nad życie.
Dzisiaj spędziłam kolejne 11 godzin w szpitalu... Czuje się lepiej, odzywał się i wg...
Tak mnie serce bolało kiedy pielęgniarki kazały się mu przejść gdyż miał mały wylew w lewej połowie głowy oraz wstrząs mózgu.. trzymał t.z balkonik. Nigdy nie czułam takiej wielkiej radości w sobie i szczęścia.
W noc wypadku jedyne o czym myślałam to to że stracił pamięć.., może nie pamięta mnie, lub jest niepełnosprawny. Kochała bym go mimo wszystko, czy mógł by chodzić czy nie, czy nie mógł by ruszać ręką czy nogą, słyszeć, widzieć lub co kolwiek.
On jest dla mnie wszystkim, gdym go straciła nie wiedziała bym co miała bym ja sama zrobić. Przepłakała bym dni, tygodnie, miesiące...
Jest dla mnie najlepszym przyjacielem, to tak jakbym miała stracić Pysie.. nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej.. Ja chcę sie z nią zestarzeć i żartować z przeszłości za 70 lat..
I to jest właśnie to jak poznajesz ludzi przywiązujesz się i kochasz ich nad życie.
Gdybym tylko mogłą siedziała bym w tym cholernym szpitalu 24/7
Kocham jego jak nikogo innego.