<notki Stambulskiej cz. III, na zdjęciu: Sultan Ahmed Camii, czyli główny architektoniczny oponent Ayi Sofii :)>
Niestety plan piątkowego poranka został częściowo pokrzyżowany przez Bayram, bo Aya Sofia, od której mieliśmy rozpocząć zwiedzanie była zamknięta do godziny 13(a normalnie otwarta jest od 9), więc w zamian za to, udaliśmy się najpierw do niewyobrażalnie wielkiego Sultanhamed Camii, zwanego inaczej Błękitnym Meczetem. Jest on oczywiście otwarty dla zwiedzających(poza godzinami modlitwy), także nawet my katolicy/protestanci/ateiści(erasmusowa ekipa bardzo mieszana) mogliśmy rozkoszować się olśniewającym pięknem tego ukończonego w 1616 roku giganta:) Z latami na zewnątrz gdzieniegdzie mimo prób odnawiania mógł zatracić trochę uroku, natomiast wnętrze...cóż, nie do opisania. Majestatyczna wielkość Meczetu śmiało może rywalizować z naprzeciwległą Aya Sofią i wcale w tej walce nie jest gorsza! Ta 72 metrowa budowla naprawdę wprawia w osłupienie i pozwala przez chwilę poczuć potęgę Imperium Ottomańskiego, które stać było na wybudowanie czegoś tak olśniewającego. Wnętrze jest tak wielkie i tak przestronne, że nie sposób oddać tego na zdjęciach, a unikalne arabskie zdobienia naprawdę przyciągają wzrok. Szkoda, że my w Polsce nie mamy nawet jednego kościoła który mógłby chociażby stanąć w szranki z tą świątynią...
Później przyszła pora na spacer po nabrzeżu cieśniny Bosfor, która choć trochę pozwoliła nam ogarnąć wielkość tego gigantycznego miasta, a po długiej drodze i posilieniu się simitami(sezamowe rogaliki sprzedawane tutaj na każdym rogu ulicy) na słynnym Misir Carsisi, czyli tętniacym życiem targu przypraw, gdzie jak głosi legenda, można kupić najsilniejsze afrodyzjaki w całej Turcji xD Ja akurat się nie skusiłem, ale mnogość zapachów, feria barw i po raz kolejny towarzystwo ogromnego meczetu (Yeni Mosque) sprawia, że miło jest usiąść sobie w którejś z zacienionych kawiarenek i rozkoszować się całością wrażenia pijąc herbatę :D Oczywiście po uprzednim wytargowaniu zniżki i upewnieniu naganiacza (tutaj przed prawie każdym lokalem, nawet dennym, stoi kelner/facet w garniaku który nagabuje ludzi na daną miejsce) że nie jesteśmy turystami tylko biednymi studentami :D Na szczęście mój turecki po raz kolejny wywołał uśmiech sprzedawcy i opuścił nam cenę o 50%:D Trzeba oszczędzać, bo pieniążków już dużo nie mamy(a ja to już w ogóle xD).
Po Misir Carisi i kolejnym długim spacerze znaleźliśmy się przed wrotami ogromnego Muzeum Archeologicznego, którego zasoby zaliczają się do największych na świecie...i faktycznie, nie rozczarowaliśmy się :) Nie będę wymieniał cudnych eksponatów jakie tam widzieliśmy, bo możecie je śmiało wygooglować, a ta notka i bez tego jest bardzo długa, ale uwierzcie mi na słowo, że samym chodzeniem po muzeum się zmęczyliśmy ;) Trudno jednak było przestać, bo każda sala wpędzała mnie w coraz większy zachwyt, dopóki nogi naprawdę już nie zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa :D Co ciekawe, policjant stojący przed budynkiem siedziby gubernatora Stambułu, który znajduje się w sąsiedztwie muzeum(które jest na pierwszym dziedzincu pałacu Topkapi), trzyma rękę NA SPUŚCIE, mp5tki którą trzyma w rękach...no to już chyba trochę przegięcie, nawet jak na państwo policyjne które tutaj wszędzie widać...;/ Jeden ruch i na ulicy można mieć 30 trupów...heh.
Wtedy wyruszyliśmy do Topkapi Sarayi, czyli ogromnego kompleksu w którym przez ponad 400 lat rezydowali Sułtani Imperium Ottomańskiego:) Faktycznie, sprawia on świetne wrażenie, prywatne pokoje sułtana sprawiają, że śmiało można pozazdrościć mu luksusu, a myśli same płyną do jego czasów i zachęcają do wczucia się w rolę władcy jednego z największych światowych imperiów...:) Cudo^^
C.D.N.