Im dłużej tu jestem, tym mniej Hiszpania kojarzy mi się ze słoncem i plażą, zwłaszcza przy moim centralnym położeniu gdzie jest większa szansa że pojadę na narty niż na plażę*. Tak, dobrze przeczytaliście - narty :)
Dziś rano w radiu mowili niemal tylko o fali zimna w Hiszpanii; jak usłyszałam, że rekordowo niskie temperatury zanotowano w ośrodku narciarskim koło Salamanki i było to -14 stopni to pomyślałam, że albo pojebało się coś mi, albo im; ale później powtorzyli to jeszcze dwukrotnie - minus czternaście stopni w ośrodku narciarskim. Chciałabym widzieć wtedy swoją minę, musiałam strzelić przepięknego karpia; zwłaszcza jak już to sprawdziłam w google i okazało się że tych ośrodków jest kilka, mają całe kilometry ośnieżonej trasy, wyciągi krzesełkowe, mróz, zaspy śniegu i widoczki jak na Alasce.
Valladolid też daję radę w nakurwianiu zimnem, pozamarzaly fontanny w mieście i jest to niesamowity widok.
* a tak naprawde to szansa zarówno na jedno jak i drugie jest taka sama i równa się zero, bo nie mam kasy
Chyba nawet rozumiem, dlaczego Erasmus jest ogólnie taki zajebisty, prawdopodobnie odbieram to na innym poziomie niż ci którzy są na normalnych uniwesytetach i piszą do znajomych z kraju żeby im przysłali nową wątrobę, ale nawet u nas jest coś z tej atmosfery absolutnej zajebistości. Wydaje mi się, że chodzi o akceptację i tolerancję jakiej się uczy na Erasmusie, o to że nagle znikają granice i nikt nikogo nie szufladkuje, nagle nieważna staje się narodowość, kolor skóry, włosów i oczu, pochodzenie i takie tam, ważne ze po prostu jesteś.
Zawsze byłam outsiderem, nigdy nie trzymałam się ze wszystkimi, nigdy z dużą grupą, często byłam też niespecjalnie lubiana, tak eufemistycznie to ujmując, a tutaj proszę abrakadabra, hokus pokus erasmusus, wszyscy lubią mnie, ja lubię wszystkich, normalnie mam ochotę zajebać pawia z tęczy jak o tym myślę.
A wiecie co jest najfajniejsze? Najfajniejsze jest to, że nikt od nikogo nie wymaga bycia zajebistym non-stop. Po raz pierwszy w zyciu czuję, że mam prawo do czucia się chujowo od czasu do czasu; bo każdemu się zdarza powiedzieć 'sorry, nie idę dziś z wami, potrzebuję czasu dla siebie' i nie ma żadnej dramy, widzimy się następnym razem, ciao babe i tyle. Pomimo że Erasmus w obecnej formie jest w dużej mierze odpowiedzią na hedonizm naszego pokolenia, po raz pierwszy właśnie tu poczułam, że człowiek nie służy do uprzyjemniania życia innym, że jak nie zamaluję workow pod oczami i ktoś zobaczy że jestem zmęczona to nikt mnie za tę słabość nie zabije; jak jeden dzień nie będę tryskać pozytywną energią to nikt mnie nie odrzuci jak śmiecia, który już dłużej niż zadowala.