photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 20 MARCA 2012

 

Właśnie jestem w trakcie pisania pracy, mam ponad 4600 słów, a zostały mi jeszcze trzy pytania plus poprawki, będzie ponad 5000, albo i więcej. To jest warte 15% jednego modułu.

 

***

 

Wbrew pozorom nie jestem bezrefleksyjnym chamem i burakiem, w razie problemu staram się szukanie winnych zacząć ode mnie, nie zawsze to mówię na głos, czasem wręcz przeciwnie, bo przecież trzeba grać twardą i optymistyczną, nikt nie lubi samobiczujących się smutasów, ale analizę problemu który mam zaczynam od środka, czyli ode mnie i dalej zataczam koncentryczne kręgi. Problem kilku ostatnich miesięcy jest taki: nasz Erasmus jest straszny. Gdybym tylko ja na naszym uniwersytecie miała takie odczucia, to po prostu pomyślałabym że jestem aspołeczna i nigdzie nie pasuję [tak myśle zwykle], ale my wszyscy się tu męczymy, odliczamy dni do wyjazdu. Jak już odrzuciłam hipotezę o dwudziestukilku osobach cierpących na zbiorową depresję i histerię, to zaczęłam winić uniwersytet, ale tę hipotezę też odrzuciłam, bo niemożliwe że z całej Europy tylko jedna uczelnia jest tak straszna. Niedawno moja desperacja była tak wielka, że zaczęłam szukać w google, ale ani brytyjskie, ani hiszpańskie, ani polskie nie dostarczyło mi odpowiedzi, a tylko pogłębiło moje wątpliwości. Znalazłam jeden wpis na jakimś forum, sprzed siedmiu lat zresztą, o złych doświadczeniach na Erasmusie i to w jakiejś wiosce w Portugalii. Jeden wpis!

 

***

 

Mam straszne sny, ale nie takie jak zwykle, tylko inne. Mam sny pełne przemocy, w których się straszliwie miotam, krzyczę, szarpię, niszczę, czasem niesprowokowana, a czasem w odpowiedzi na agresję innych. Śniło mi się, że byłam takim dzikim dzieckiem jak Victor a Aveyronu, o którym ostatnio pisałam pracę na socjo, ktoś mnie znalazł w lesie i próbował ucywilizować, a ja ciągle uciekałam, atakowałam ludzi i przedmioty, niszczyłam wszystko co było na mojej drodze, szarpałam się z lekarzem który próbował zaszyć mi ranę na przedramieniu, bo czułam paniczny strach, a na koniec uciekałam i krzyczałam po hiszpańsku, że ich nienawidze, ze mają za mną nie iść, zeby mnie w koncu zostawili w spokoju.

 

Mam wrażenie, że ja sama jestem jakaś dziwnie wyciszona, tak jakby ktoś dobrał się do pokręteł w mojej stacji kontrolnej i przestawił te z napisem rozmowność, bunt, impulsywność na jakąś dziwnie niską wartość. W swój normalny, wariacki sposób okazuję radość, ale negatywne emocje siedzą sobie zamknięte w środku i sa kwitowane wzruszeniem ramion. Jak współlokatorka wparowuje mi do pokoju oskarżając "zabrałaś moje majtki z suszarki!'', a ja nawet nie mam ochoty po niej pojechać, tylko właśnie wzruszam ramionami i mówię ''nie'' to znaczy, ze jest zle.

 

Nadchodzi nowa, lepsza, stuningowana ja.