Na wstępie i z tego miejsca dziękuję wszystkim, którzy zadają sobie trud wejścia na mojego bloga i poświęcenia tych paru minut na przeczytanie moich wypocin xd Szczególne podziękowania dla tych, którzy nie tylko czytają, ale i potrafią napisać sensowny komentarz (:
To nie jest miejsce dla osób, dla których przeczytanie więcej, niż 10 linijek tekstu to udręka i przymus. Dlatego szczególnie licze na garstkę tych, którzy umieją czytać i to najlepiej ze zrozumieniem.
Następna bolesna dla mnie sprawa to reklama xd Nie ma się co łudzić, że dziesiątki potencjalnych czytelników wpiszą sobie akurat w przeglądarce "www.photoblog.pl/cursedwind". Nie liczę na wielki rozgłos, bo ani tego nie lubię, ani się w tym nie sprawdzę, no ale mimo wszystko nie chciałbym zamykać ilości dziennych wyświetleń do pięćdziesięciu. A może powinienem się cieszyć, że jest chociaż te 50... =D
Dobra, koniec przynudzania. Czas na mój kolejny amatorski felieton (jak to stwierdził Tomasz K. - blogerzy są chyba najbliższą 'rodziną' dla felietonistów), tym razem dotyczący... końca świata. Rozpocząłem już kiedyś podobny temat na różnych forach i po różnorodności opinii widzę, że jest to wątek, który warto poruszyć. Nawet jeśli na photoblogu xd
Enjoy.
2012
Temat może i średnio na czasie, w końcu do domniemanego końca świata zostało jakieś 2,5 roku. Mimo wszystko nie będę czekał z wyrażaniem swoich poglądów do osławionego 21 grudnia.
Ile ludzi, tyle opinii. Ale tutaj ma się znaleźć moja, albowiem to ja, a nie kto inny jestem autorem tego tekstu. Bez dalszych zbędnych farmazonów - nie sądzę, że koniec świata nastąpi w 2012 roku. Nie mówię, że to wykluczone - wszystko się może zdarzyć - ale wydaje mi się, że nawet jeśli tak się stanie, to tylko i wyłącznie przez czysty przypadek. Ziemi zagrażają niezliczone niebezpieczeństwa: krążące w kosmosie ciała niebieskie mogą w każdej chwili zamienić naszą planetę w pył, Słońce tylko czyha, żeby eksplodować/zniknąć/zmienić się w różowego jednorożca i uciec z naszej galaktyki. Mamy również jądro ziemi, które może się zdestabilizować, nowe wirusy, które w każdej chwili mogą stać się przyczyną śmiertelnych, nieuleczalnych chorób. No i w końcu, a może i przede wszystkim mamy tutaj ludzi, istoty, które przy obecnej technologii są w stanie wyciąć się nawzajem w ciągu kilku dni, a jak uczy nas historia - o pretekst do wojny światowej nietrudno. To wszystko składa się na fakt, że prędzej czy później Ziemia na pewno zostanie unicestwiona (jeśli nie w całości, to przynajmniej pod względem życia organicznego na niej). Zbliżający się koniec świata jest pewny, tylko... czy mamy podstawy sądzić, że stanie się to akurat w roku 2012? Bo koniec kalendarza Majów? Czemu nie w 2069 (koniec kalendarza Sonego Ericssona)? Czemu nie w 2099, jak przepowiada nam Wielki Windows XP i jego Kalendarz? Może i istnieją różne przesłanki wskazujące akurat 21 grudnia 2012 jako koniec naszej cywilizacji, jednakże ile z nich jest prawdą, a ile zwykłym mięsem dyskusyjnym dla szarych mas?
Popatrzmy na to z innego, bardziej ekonomicznego czy też społecznego punktu widzenia. Dowiadujesz się nagle, że za 3 miesiące koniec świata. Tak jest, koniec świata, wielkie bum, nie będzie policji, nie będzie szkoły, nie będzie niczego (przyp. K.Kononowicz). Co robisz w obliczu nieuchronnej śmierci? Siedzisz dalej przed komputerem popijając herbatę czy cokolwiek tam właśnie popijasz? Wątpię. Większość ludzi na pewno chciałoby zrobić coś szalonego, jakiś burżuazyjny wyjazd, zbiorowy gwałt albo coś w tym stylu. Wyobrażacie sobie plaże na Hawajach w listopadzie 2012 roku? Wyobrażacie sobie miliony firm, które upadły, bo pracownicy porzucili robotę pod pretekstem "i tak zginę"? Wyobrażacie sobie niesamowitą ilość kredytów, jakie zostaną zaczerpnięte w bankach i równie wielką ilość samobójstw pod tytułem nie chcę oglądać końca świata? Chyba nie muszę opisywać, co będzie się działo za 2,5 roku. Przez jedna głupią plotkę.
To jest ten moment, kiedy autor naprodukował się i powinien rzucić jakimś przykładem co by udowodnić swoje racje. Proszę bardzo. Jakieś 2-3 lata temu czytałem historię pewnej stacji radiowej, która 1 kwietnia postanowiła urządzić sobie śmieszny żarcik. Od rana do wieczora pomiędzy muzyką nadawali audycję na żywo z... przybycia kosmitów. Niemożliwe? (A jednak!) Spiker z głosem pełnym przerażenia relacjonował tysiącom przerażonych słuchaczy pojawienie się ogromnego statku kosmicznego, opisywał ze wszystkimi szczegółami krwiożercze istoty i zabójcze maszyny czyniące totalne zniszczenie wokół. W kraju (to chyba było USA, zresztą nic dziwnego, obcy na wszystkich filmach upodobali sobie akurat to biedne, niewinne państewko jako cel ataków) pośród słuchaczy nastała panika. Wiele osób pozbawiło się życia zostawiając w listach pożegnalnych wiadomość, że nie chcą zginąć z ręki UFO, innymi słowy wolą skoczyć do czyśćca przed godzinami szczytu. Cały dowcip skończył się tym, że sprawą zainteresowały się organy antyterrorystyczne (w każdym razie jakieś poważne), a spiker, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, zwiał ze swojej rozgłośni. Co stało się dalej? Nie mam pojęcia, artykuł nie wspominał o tym, ale teraz to bez znaczenia. Ważne jest to, że zwykła audycja mało znanego radia była w stanie narobić takiego burdelu. Jaki był cel tej wzmianki? Taki, że wszystkie proroctwa dotyczące roku 2012 to nic innego, jak podobna audycja... z tym, że na skalę światową.
Powiem tak. Jeśli koniec świata faktycznie miałby nastać 21 grudnia 2012 roku, to społeczeństwo nie miałoby prawa się o tym dowiedzieć. Coś takiego oznaczałoby zupełny upadek gospodarki, ekonomii, prawa i wszystkich innych stworzonych przez cywilizację rzeczy, więc analogicznie taka informacja nie wypłynęłaby na cały świat. Także głowa do góry! Nawet jeśli niebawem wszyscy pójdziemy do piachu, to i tak się o tym wcześniej nie dowiemy (:
Jeśli ktoś nie ogarnia, jak wyglądałby świat na kilka tygodni przed apokalipsą, niech poświęci parę minut na uważne wysłuchanie tej piosenki. Nie wnikam, czy ktoś lubi rap i czy słucha Pezeta na codzień. Po prostu myślę, że ten kawałek świetnie obrazuje sposób myślenia i zachowanie człowieka w obliczu braku przyszłości:
http://www.youtube.com/watch?v=fA_wAOYw2QE
PS dla wszystkich odliczających dni, godziny i minuty do apokalipsy: Nie mogę się doczekać, żeby 22 grudnia 2012 zaśmiać Wam się prosto w oczy (:
Regards.
Cursed Wind