Po pierwsze i przede wszystkim wyrażam głębokie ubolewanie odnośnie photoblogowych avatarów. Konkretniej faktu, że ucinają się podczas wyświetlania z lewej strony bloga. 15 minut robiłem sobie logo tylko po to, żeby potem odkryć, iż szanowny portal ten ma gdzieś moją pracę i uparcie będzie mi obcinał 1/3 avatara. Nic na to nie poradzę.
Po drugie: skoro już założyłem własny profil, to szkoda zostawić go na pastwę losu. Komentowanie komentowaniem, ale wypadałoby dać moim "ofiarom" możliwość odwetu na moim gruncie. Myślałem jakiś czas nad charakterem photobloga, wahając się pomiędzy wyrażaniem swoich poglądów w różnych sprawach i przeglądem najlepszych zespołów muzycznych, ale w końcu zdecydowałem się na to pierwsze. O zespołach możecie poczytać na wikipedii, a w tym przypadku możecie próbować wyprostować mi sposób myślenia.
To, co będę pisał tutaj będzie stylizowane mniej więcej na zakładkę "poglądy" na stronie alkopoligamii, trochę na wypowiedzi znanego (lub nie) Tomasza K. W każdym razie mile widziane uwagi, dissy i propozycje nowych tematów do rozpatrzenia.
Wszystko, jeśli chodzi o wstęp. Przejdę teraz do krótkiej charakterystyki dzisiejszego święta z mojego prywatnego punktu widzenia. Tekst był pisany na szybko, także mogą się zdarzyć nielogiczności, błędy powtórzeniowe i inne mało znaczące pierdoły, za które oskalpowaliby mnie żywcem na maturze xd
Śmigus-dyngus!
Poniedziałek, godzina 12:30. Opustoszałą, osiedlową uliczką spaceruje 22-letni Jacek N. Nieszczególna dziś pogoda - wpada mu do głowy widząc mokre plamki na chodniku, pozostałości padającego przed chwilą deszczu. No ale ogólnie nie jest źle. Trochę chłodno, to fakt, ale przynajmniej przestało lać. Nagle słyszy słaby pisk telefonu z kieszeni. Nie zatrzymując się wyciąga urządzenie z kieszeni i zerka na wyświetlacz. SMS od matki. Otwiera i czyta: "Synku, jak będziesz wracal to kup...
Chlust.
Minęło kilka ładnych sekund, zanim pan Jacek zorientował się w sytuacji. Gdy minął pierwszy szok zdołał stwierdzić tylko tyle, że stoi na środku chodnika mokry od czubka głowy po wnętrze butów trzymając w ręce umoczony telefon. Odruchowo naciska dowolny klawisz i nic się nie dzieje. Zepsuty. Kurwa mać. Odwracając się do tyłu zdążył zobaczyć tylko w oddali plecy trzech uciekających gówniarzy z wiadrami śmiejących się tak, jakby właśnie obejrzeli najbardziej zajebisty kabaret na świecie. Ubranie mokre, telefon do wyrzucenia. Zajebiste święta.
"Zwyczaj nakazuje, ażeby w wielkanocny Poniedziałek ludzie polali się symbolicznie wodą" mówi tradycja. Zdanie "polać się symbolicznie" można interpretować na wiele sposobów, ale dlaczego wszyscy rozumieją je jako nakaz "weź wiadro i zepsuj dzień tylu osobom, ile nawinie Ci się w jego zasięg"? Czy ta (bądź co bądź ciekawa) tradycja nie ustąpiła miejsca bezsensownym, szczeniackim żarcikom, które (wbrew nazwie święta!) uchodzą właśnie NA SUCHO wszystkim w ten jeden dzień w roku? Czy naprawdę w każdy Śmigus-dyngus muszę się bać ruszyć dupę z domu, żeby nie skończyć jak marzanna na wiosnę?
Kiedy byłem młodszy bawiło mnie chodzenie po okolicy z pistoletem na wodę i celowanie do znajomych. Teraz myślę, że nie każdemu mogło się to podobać, że zamiast podtrzymywać tradycję świąteczną tylko kogoś denerwuję. Mimo wszystko niewinny pistolecik to nie wiadro z lodowatym monotlenkiem diwodoru (znanym tu i ówdzie jako woda), a ściganie obcych ludzi to nie to samo co zrobienie niespodzianki znajomemu. Nie wspominając już o tym, że większość pajaców z wiadrami to osoby powyżej 18-go roku życia.
Słowem podsumowania: tradycja jest dobra, dopóki nie godzi w czyjeś zdrowie, życie, prywatną własność lub poczucie komfortu suchego ubrania. Polewając jednego zepsujemy mu fryzurę (tak, pozdrawiam wszystkich słitaśnych chłopczyQff z toną żelu na włosach - strzeżcie się Lanego Poniedziałku!), innemu zepsujemy telefon czy słuchawki, a jeszcze innemu zafundujemy przeziębienie czy udławienie się wodą. Wypadałoby o tym pomyśleć, zanim zrobi się coś głupiego.
Regards,
Cursed Wind
Dead By Sunrise - Walking In Circles
http://www.youtube.com/watch?v=p3pdPhj7g_s