Magiczne leki tracą swoje niespotykane właściwości. Przeżyłam najlepszy czas swojego życia, kiedy je zażywałam. Wszystko było dobrze. Niczym się nie przejmowałam. Jednak było za dobrze, prawda? Gdyby zawsze było idealnie, nie byłoby to życie, a wyśniona kraina, cholerny Wonderland.
Zatracam się w tym wszystkim.
Słucham jak deszcz stuka w szybę. Chyba warto wyjść z domu, do ludzi&? Nie. Nie mam ochoty. Kolejny dzień spędzę w łóżku z psem, pijąc co mi wpadnie w łapki.
Miało być tak dobrze. Miałeś być, być obok, być ze mną. Wszystko się rozsypało, jak domek z kart. Wystarczył jeden podmuch, żeby cały czar prysł. To co było, zniknęło. Od tak. Pojawiło się niespodziewanie, niczym królik z kapelusza. Trwało chwilę, może dwie. Lubiłam te dwie chwile. Dawały mi uśmiech. Dzięki temu, co było, miałam dużo energii, takiej wewnętrznej, do życia. Miałam wesołe oczy, po raz pierwszy od kilku lat. Moje oczy się śmiały, sam tak mówiłeś. Czułam się dobrze, wydawało mi się, że jestem komuś potrzebna.
Myślałam, że po raz pierwszy ktoś uzależnił się ode mnie bardziej, niż ja od niego.
Uzależniłam się od czegoś, przed czym się broniłam przez tyle lat. Polubiłam proste gesty, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Pokochałam buziaki w czoło, mizianie mnie po plecach, chodzenie za łapkę. Po raz pierwszy w życiu nie przeszkadzało mi, że ktoś bawi się moimi włosami.
Kazałeś mi być sobą. Widocznie był to największy błąd, jaki mogłam popełnić w stosunku do Ciebie.
Wiem, ludzie powinni mnie akceptować taką, jaką jestem. Jak widać, tego nie da się lubić.
Wróciło wszystko. Każde uczucie, każdy problem. Przeszłość. Nie chcę. Bronię się, ale przegrywam. Topię się.
Czuję się, jakbym pływała w cementowych butach. Czego nie zrobię i tak skończę na dnie.
Serce toczy walkę z rozumem.
You mean so much to me, but I'm not sure what I mean to you