Spojrzę w lustro, zaczynam ten bój, ból
Bać się, że dzisiaj wypadnie numerek mój, odpadnę
A ledwo co brunch, którego nie mam
Kalendarz spotkań, który nie istnieje
Tam umówiła się ze mną nadzieja
Ale ja dałem jej numer z błędem
Grzechów rzeka, wiem, że przejdę
Ale nie chcę by ktokolwiek czekał
By ktokolwiek wierzył we mnie, widział bestię
By ktokolwiek był jak sensei
Bratnia dusza, czy ktoś jeszcze
Ja sam będę musiał walczyć tutaj, aż się unicestwienie
Marzysz tylko, żeby jakoś zerwać ten film
I to robisz w snach
Ja, Jack Daniels, rolety i dym
Takim jesteś dzieckiem
Ukryty w moich emocjach bez zmian
Nie czuję nic
I nie mam już strachu przed losem z gwiazd
Jestem dzieckiem wojny