dylemacik, och.
zacznę od tego że pokłóciłam się z M, i nie odzywa się do mnie WOGÓLE 2 dzień, właściwie nie specjalnie dużo było tam kłótni, raczej pare krótkich zdań i naprawde wiele smutnego milczenia. postanowiłam że nie ja pierwsza złamię się tm razem, że może czas żeby usiadł i przemyślał tak długo jak potrzebuje co tak naprawde i jak czuje.
a potem poszłam na imprezę, ;| na imprezie nie byłam już wieczność całą, więc stwierdziłam że czemu by nie a mgr może przecież poczekać. i oczywiście wypiłam morze alkoholu co prawda mniejsze niż mam to w zwyczaju co nie zmienia faktu że i tak milion pustych kalorii weszło w mój organizm. aż boje się ważyć ;|
a póżniej przeprowadziłam długą półpsychologiczną rozmowę z moim kumplem który kiedyś miał do mnie coś niezdefiniowanego co ja olałam bo czasu na zdefiniowanie miał naprawdę sporo i że skoro tego nie zrobił to znaczy że dla mnie sprawy nie ma i że możemy być kumplami. i od tego się zaczęło moje dzisiejsze rozkminianie o tym co w moim życiu było, co mogłobyć, co nie wyszło i co nie wychodzi. ale to może przyznam jakoś jutro.
bilans wczoraj uszedł wręcz był ekstremalnie niski przed imprezą bo zjadłam tylko grejfruta, małą kawę danio i zupke chińską, potem troche paluszków cukierka czipsów też tyci, no i morze alkoholu z kolejnym morzem przecukrzonych napojów :|||||