photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 KWIETNIA 2011

She took my breath away ;>

-bo na tym zdjęciu widzę tylko jedną osobę.

 

    Nie wiem, czemu mi się przypomniała. Moja mała tajemnica. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. Chociaż, jak patrzę na moją ostatnią niepewność. Przecież wiem! Co mam o tym powiedzieć? Że jestem, jak narkomanka, mistrzyni ukrywania. Nawet Wam do głowy nie przyszło. Ja się tylko uśmiecham. Bo Was tak ślicznie przechytrzyłam. I tak zostanie. Bo nie Wam to wiedzieć. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Tymi jakby nie patrzeć złudzeniami. Tym niekontorolwanym porządaniem. Niesmak zostaje. Tylko w pewnym sensie. Bo jak to ja "dla krótkiej chwili (...) potrafię kompletnie zatracić całą odpowiedzialność". Za szybko tracę rozum. I daję się ponieść fali uczuć. Nauczyłam się, że niekoniecznie o to chodzi. Zazwyczaj nie o to chodzi. Nie ma się co oszukiwać. I chociaż mam tę wiedzię, to wiem, że mimo całej ułudy byłam szczęśliwa. W tym czymś pokręconym. W tym dziwnym tworze, który być może zorbiłam sama. A może ktoś mi pomógł. Nie chcę się bawić w wyciąganie wniosków, w chłodne analizy, ww zadawanie sobie pytania "co by było gdyby", w obwinianie się, że mogłam lepiej wykorzystać czas mi dany, tego nie chcę, (chociaż z pewnością już nie omieszkałam tego zrobić, podświadomie, oczywiście) pragnę natomiast zachować w pamięci ten obraz. Te wspomnienia. A one mają to do siebie, że zostaje, tylko to, co dobre. To dobrze. To jakiś dowód, że nie zawsze było ze mną tak beznadziejnnie. Że kiedyś mi się udało. Albo jej. I chociaż przegrałam i serce, i duszę, i moralność i szacunek do siebie, i chociaż żałuję, to cieszę się, że to się stało. Tak grzesznie po ludzku.

    I uśmiecham się na myśl o ignorantach, którymi stali się wbrew ich woli, o tym zdecydowałam ja. I uśmiecham się na myśl o tych, którzy mi mówili, że nie. Że na pewno nie, że sobie tylko wmawiam. Że w końcu skończę z jakimś nim. Czemu myślicie, że wiecie lepiej? Czemu chcecie, żebym była taka jak Wy? Dla mnie to nie jest moda. To ja. Nic na to nie poradzę. Nie będę się za to kajać. Przepraszać mogę jedynie Jego. Wydaje mi się, że Wy nigdy tego nie zaakceptujecie. Że ciągle macie nadzieję, że wejdę na właściwą drogę. Że Wasza jest dobra i jedynie słuszna.

    I co do Was, bo chyba nie rozumiecie. Czy musicie tak ociekać zajebistością? Czy musi być jej 4 raz więcej? Dwókrotną dawkę unoszę z trudem. Z większą sobie nie radzę. Nie ogarniam tej zajebistości. Ona mnie przytłacza. Pozwala mi się lepiej odnaleźć w roli. Ale gra to nie zawody. Nie potrzebuję morderczego treningu. Mam rolę, wchodzę w nią, w sumie to po prostu nie wychylam się poza schemat. Ale dzięki Wam dostaną Oscara. I chowam się w to swoje pudełeczko. I dla Ciebie, bo miałaś mnie dosyć. I wybacz, że nie do końca mi sie udaje, ale nie martw się, spakuję się do końca. A przy Was wyciągam maskę. Bo innych środków używać nie mogę. Nie chę-  dla Niego. A, że nigdy nie starałam się grać na takim poziomie to czasami coś wychodzi. A raczej nie wychodzi to całe udawanie. A przecież i tak jestem dzielna. Zrozumicie, że to pieprzona zazdrość. Bo Was obwiniam za to, że pogodziłam się z tym, jak jest. I, że widzę swój prawdziwy obraz, taki, jak widzą inni. To przecież proste.

 

"Chroniczny brak satysfakcji, na to chorujesz."