-to z cyklu "duże drzewo i ja". ;)
Wyjątkowo nie mam podłego nastroju, raczej coś w rodzaju mobilizacji ;D oczywiście od jutra ;] wkurzają mnie pewne rzeczy jakieś afery nie wiadomo o co. A ja muszę lawirować sprytnie między obiema stronami, żeby być w porządku w stosunku i do jednej i do drugiej. Muszę być bardzo taktowna. Haaa... Bardzo to słowo do mnie pasuje. Własnie. Dlatego to takie trudne. I pewnie, gdyby w jakiś sposób mnie to nie dotykało to albo bym miała na to zlewkę totalną albo bym się śmiała z tego (jak to bywało dawniej). A tak no coż mam własne zdanie na temat tej sprawy. Przede wszystkim jak można to wyciągać na światło dzienne? I lecą, personalia, jakieś gierki, pokaz siły, czy coś podobnego, po prostu chwyty poniżej pasa i jeszcze na oczach publiczności. Mi by było głupio. Po prostu trochę kultury! Odrobinę rozsądku! Ale nie, bo jakby można było ustąpić. Boję się, co będzie dalej, ale na pewno nic dobrego. A ja bawię się w dyplomatkę, a jak. Ale dam radę. Od pewnego czasu mam przeświadczenie, że jestem w stanie poradzić sobie ze wszystkim, co mnie otacza. Z tym, co jest... Gorzej się ma sprawa jeśli chodzi to, czego nie ma.
Po pierwsze niby jestem z siebie dumna, że się wydostałam, że jestem tak pro, taka ponad, że mi nie zależy. Niby... Bo w sumie to tęskno mi strasznie. Jakoś mi tego brakuje. Powrotu nie ma. Gorzej, że wmawiam sobie, że to była moja decyzja, że sama z tego zrezygnowałam. A przecież prawda jest taka, że to nic nie zależało ode mnie. Po prostu nagle przestałam istnieć. Jak to łatwo jest wykreślić kogoś ze swojego życia. Jak ja lubię sobie coś wmawiać. Może tak jest lepiej. Ciekawe dla kogo? Dla nich na pewno. Pocieszam się tym, że niedługo zacznę od nowa i nie zmarnuję tej szansy. I mam nadzieję tylko, że do tego czasu nie zrobię żadnej krzywej akcji. Chociaż w sumie nie mam nic do stracenia. W końcu i tak mają mnie za psychopatyczną deperatkę i to jest eufemizm ogromny :P nie no to nie jest śmieszne. To straszne, ale kogo mogę winić? Tylko siebie. Ale jak tak sobie popatrzę wstecz i zacznę wspominać, to aż się nie chce wierzyć, że to mogło mi się zdarzyć. Że w takiej jednej osobie są tak wielkie pokłady głupoty, bo nie wiem, jak to inaczej nazwać. Że co, że może dałam się ponieść chwili... Pewnie, że tak :P Jak to ładnie brzmi. I dlatego muszę walczyć o przyszłość, bo tylko ona wydaje mi się coś warta. Gorzej, że serio nie wiem, co chcę robić. Marzy mi się coś ważnego, ale tak naprawdę istotnego. Nieważne, czy na dużą, czy na małą skalę. Na szczęście mam jeszcze czas, żeby się nad tym zastanowić, a w głowie mam poza tym już ułożone dwa szalone plany, więc zdążę się jeszcze pomartwić. A teraz wiem, co mam robić i na tym się skocentruję.
Po drugie wyobraziłam to sobie. Staję na ulicy i wołam swoją miłość.... Piękne to. Piękne. Gdzie jesteś? ;D to się wydaje śmieszne, ale ja żyję z takim śmiesznym przeświadczeniem. Bo mam taką cudowną właściwość, że jedną z niewielu osób, które umiem oszukiwać jestem ja sama. I tak się bawię. Że sobie coś wmówię cokolwiek powiedzmy, że lubię czekoladę truskawkową. I sobie wierzę i zaczynam ją lubic. I czasem sama nie wiem, czy ja sobie to wymyśliłam, czy serio tak jest. I tak jest z wieloma sprawami. Chyba to trochę chore. Szczególnie, że w paru kwestiach już zdążyłam się pogubić i nie wiem, gdzie jest granica między prawdą i fałszem. Gorzej, że większość moich akcji zaczyna się właśnie od takiej zabawy albo od planów... A plany polegają na tym, że stawiam sobie jakiś abstrakcyjny cel i za wszelką cenę dążę do jego realizacji. Jeśli się nie uda to jestem nieszczęśliwa. Jeśli coś z tego wyjdzie to jestem z siebie mega dumna , bo zrobiłam coś niemożliwego. Aczkowiek często konsekwencje przewyższają korzyści, a jednyną korzyścią jest satysfakcja z wykonanego zadania. Poza tym pozwala mi to naładować akumulatory na pewien czas. Bo udało mi się zrobić coś, co jest ponad ;P To też jest chore. I staram się coś z tym robić. Ale to silniejsze ode mnie. I wszystko jest w porządku, jeśli cierpię na tym tylko ja. Tak zazwyczaj jest. Jej chyba jestem dziwna. I ja się dziwie, że można mnie nie rozumieć, jak u mnie pod każdym praktycznie działaniem jest drugie dno. Żeby tylko. Jest i trzecie a niekiedy i czwarte. A ja oczekuję, że ktoś to rozkmini.
Po trzecie mam wrażenie, że otacza mnie tłum ludzi, na których mogę liczyć, ale mam opór, żeby pogadać... O czymś poważnym. O tym, co uważam, że jest piękne, żeby nie przeżywać tego samotnie. O czymś ważnym. O czymś wiecznym. Czy chociażby o tym, co mnie boi. Bo parę razy próbowałam, ale nigdy nie kończyłam. Brakuje mi odwagi. Czasami mam wrażenie, że gadamy o pierdołach, chociaż zawsze z tyłu głowy mam myśl, że to jakby "zapchaj dzióra" wtedy kiedy nic poważnego się nie dzieję. Jednak nie korzystam z tego koła ratunkowego. Z jednej strony praktycznie wyję o pomoc, a z drugiej chcę być niezależna i bronię się przed zawdzięczaniem czegoś komukolwiek. To jedna z moich sprzeczności, której ja sama nie rozumiem.
Po czwarte. Myślę o Tobię. I to dużo. I stosunkowo często. Myślę, jak to rozegrać mądrze, bo to trzeba rozłożyć w czasie, jeśli w ogóle ma coś z tego wyjść. Szkoda, że to takie niemożliwe (... i w tym momencie wróć do punktu drugiego pt. "plany").
"W naszych najjaśniejszych momemntach możemy być najlepsi..."
Inni zdjęcia: 507 mzmzmzFuksja purpleblaackW lesie ... wswieciezdjecKonwalie patrusia1991gd... maxima24... maxima24Komplet koniczynki cyrkonie otien... maxima24... maxima24... maxima24