-facepalm ;d Półmetek.
Jestem mocno nienormalna. Niech żyje niespełniona potrzeba akckeptacji! Na samą myśl o tym, cała się trzęsę. Serce szaleje, ale to już od kilu dni. Nie wiem, czy z nerwów, czy sama je doprowadziłam do takiego stanu. Horyzonty mi się poszerzyły. Za to dziękuję. To, co wiem to moje. I co? Warość, wartość bezcenna... może nie bezcenna, za miliony. Oryginalność, niepowtarzalność, brak tandety. Tak? Problem jest we mnie czy w nich? Gdzieś musi. Wolę żyć, jak gdyby nigdy nic. Za dużo mnie to kosztuje. Chyba serio muszę coś ze sobą zrobić. Ostatnio za dużo myślę. Wiem co jest złe. We mnie. Ale ja nie mogę się zmienić, dopuki się to nie skończy. Więc zostaje mi popełnienie strasznej zbrodni. Na razie cierpię na tym tylko ja. Nie, już się nie użalam nad sobą. Już się wygadałam. I w pewenym sensie ruszyłam sprawę z miejsca. Wiem wszystko jeśli chodzi o mnie. Wiedza jest. Chęć też. I cel. Tylko nie wiem, jak go osiągnąć. Sama? Dałabym radę? Kurwa musze sobie gdzieś wyryć to, co usłyszlam, ale jak w to wierzyć, skoto rzeczywistość... Ciągle się z nią zderzam. Z upadków się podnoszę. Siniaki zostają. Ja piernicze cała ta panika jest spowodowana samą myślą, nic się jeszcze nie wydarzyło. Gorzej, że wiem, jak będzie. Po prostu. Z czystego realizmu. Dlatego podążając za zasadą "odetnij się od tych, którym na Tobie nie zależy", nie powinnam tego robić. Ale to L. dla Ciebie. Bo nigdy nie masz czasu. Żebyś nie mówiła, ze jestem dzikus. Jestem. Masz rację. Dobrze mi było. To wiem. Ostatnia mini depresja jest datowana na jakiś miesiąc temu, więc nie jest źle. A to ostatnio, to były rozliczenia z samą sobą, ze swoim życiem. Z których tak naprawdę nic nie wynikło.
"Jak ja sobię radę z moją klęską dam,
obróconą w banał porzuconych dam."