Smutny, letni, deszczowy poranek. Godzina dziewiąta, pewnie gdyby nie mocne uderzenia kropli deszczu o moją szybę spałbym dłużej. Cztery ściany chcą mnie chyba przytłoczyć, nie mogę dalej leżeć. Ubieram pierwszy lepszy t-shirt, spodne. Biorę słuchawki do kieszenie, odtwarzacz i wychodzę. Trzaskam drzwiami, jakby mi one coś zrobiły. A są zupełnie niewinne. Wkładam słuchawki do uszu i odpływam. I zastanawiam się. Może możemy być jeszcze szczęśliwi? W moim świecie budzisz się codziennie obok. Codziennie robię Ci śniadania do łóżka, po tym się tak ladnie uśmiechasz. Widzę jak prostujesz swoje włosy, chociaż tak ładnie wyglądasz po przebudzeniu. Oboje wychodzimy w przeciwnych kierunkach, oboje gdzie indziej studiujemy. Dzień się dłuży, wysyłam tobie milion sms'ów na wykładzie. Od Ciebie dostaje milion jeden, niby banalnych, ale każdy coś dla mnie znaczył. Każdego pamiętam na pamięć. Czekam aż się spotkamy, to mało powiedziane. Nie mogę sie doczekać kiedy znów będę mógł spojrzeć w twoje oczy, w których mam cały świat. Pomimo, że oboje jesteśmy znużeni zajęciami, spacerujemy sobie godzinę, dwie. Wracamy do domu, wykonujemy standardowe czynności domowe. Niby cieszymy się sobą, jednak dzisiaj nam się dialog nie klei. Mówisz, że masz ochotę rzucić to wszystko w pizdu. Wyjmuję torbę i karze Ci się pakować, jednak tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wiesz czy to żart, czy nie. Jednak zaczynam pakować swoje rzeczy. Nie zajmuje Ci to dłużej niż dwdzieścia minut. Zamawiam taksówkę, jedziemy na dworzec. Tam wsiadamy w pierwszy lepszy pociąg. Ten akurat zawozi nas do Krakowa. Przejechaliśmy na gape, bez biletów. Widzę, że to wszystko Ci się podoba. Całą noc przesiadujemy na rynku, wtuleni w siebie. Rano łapiemy busa, prosto do Pragi. Nie przejmujemy się zupełnie niczym, nie przeszkadza nam pogoda, warunki podróży, nic a nic. Cieszymy się po prostu swoją obecnością. Praga zachwyca nas swoim urokiem, to chyba najpiękniejsze miejsce w jakim byliśmy razem. Jednak to miejsce nam nie wystarcza, szukamy transportu by pojechać dalej. Na kartonie piszę Wiedeń, stajemy przy drodze wyjazdowej z miasta i próbujemy złapać jakiegoś stopa. Trafiamy na jakiegoś polaka, który podwozi nas i nie chce żadnej zapłaty. Naprawdę fajny koleś, poopowiadał nam kilka historii, podróż minęła miło i przyjemnie. Wiedeń zachwyca nas chyba jeszcze bardziej niż Praga. Nie zwiedzamy nic, po prostu siadamy na jednej z głównej ulic i podziwiamy. Kiedyś mówiłaś, że chcesz pojechać do Rzymu, dlatego wynajmujemy pokój w hotelu a ja załatwiam bilety lotnicze do twojego wymarzone miasta. Wydałem na to swoje ostatnie pieniądze, jednak nie martwi mnie to. Chcę być tym, który spełnia twoje marzenia, chcę, żebyś była naprawdę szczęśliwa. Kładziemy się spać późno w nocy, wylot mamy popołudniu. Budzę się rano i co? I tywyszłaś z tego świata. Wolałaś innego, cóż, życie takie figle sprawia. Tylko zastanawiam się dlaczego. I w ten szary smutny dzien, ty też nie potrafisz mi odpowiedzieć na to pytanie. Tu Ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia. Wracam do świata realnego. Przechodzę obok twojego bloku, ty siedzisz w oknie z kubkiem kawy. Sączysz ją, jakby to była twoja ostatnia kawa w życiu. A ja znów zachwycam się twoją urodą. Chociaż po naszym rozstaniu mówiłem nigdy więcej, nie potrafię. Ale wiem, że to już przeszłość. Że ja i ty to tylko wspomnienie, to tylko moja wyobraźnia. Nagle od tyłu przytula Cię twój nowy facet. Idę dalej, nie chce na to patrzeć, nie mam już na co patrzeć. Nie załamałem się, żyje dalej. Wracam do domu, ubranie mam całe mokre od deszczu. Zdejmuje je, rzucam w kąt, ubieram coś nowego. Nie zabrałaś od de mnie jeszcze wszystkich swoich rzeczy. Biorę karton, pakuje je. Początkowo chce je wyrzucać, jednak postanawiam zachować honor. Wysyłam Ci je kurierem, cholera wie, czy je odbierzesz. Teraz liczy się chwila, liczy się to co na mnie czeka. A Ciebie? Ciebie już nie ma...