Był naprawdę piękny dzień, po wielu dniach deszczowych, na niebie nie było żadnej chmury. Nie było upało, wiał przyjemny wiaterek. Zbliżał się wieczór, jednak to był wieczór z kategorii tych których nie wolno było przesiedzieć w domu. Jednak nikt nie miał ochoty nigdzie pójść, pomimo, że w mieście było kilka ciekawych imprez. Więc postanowiłem pójść sam do parku, pochodzić, posiedzieć, popatrzeć na ładne dziewczyny odziane w krótkie spódniczki. Przynajmniej można było oko nacieszyć, potem przyjemniej chodziło się spać mając w głowie te wszystkie urodziwe dziewczyny. Jednak jedna z nich, sprawiła, że zapomniałem o całym bożym świecie. Szła dumnym krokiem, z piersią z przodu, głową w górze. Uśmiechnięta, pewna siebie. W oczach było widać coś więcej niż u innych dziewczyn. A najbardziej przyciągnęły mój wzrok jej paznokcie, w kolorze czerwonym. Oczywiście nie zamierzałem zagadać, liczyłem się z tym, że dziewczynę widzę po raz pierwszy i niestety, ostatni. Minęła godzina, dwie, czas było zbierać się do domu. W głowie ciągle miałem jej paznokcie, w sumie nie tylko je, tylko całą ją. Każdy wieczór wakacji od dzisiaj spędzałem w parku, siedząc bezczynnie i podziwiając wszystko co mnie otacza. Nie miałem ochoty na żadne melanże, nic z tych rzeczy, wolałem lenić się na ławce w parku. Każdego dnia, zawsze o tej samej porze, tą samą drogą przechodziła ona. Zawsze miała ten sam kolor paznokci, zawsze była uśmiechnięta. Gdy mnie mijała zawsze wymienialiśmy się kilkoma spojrzeniami i zalotnymi uśmieszkami. Był przedostatni dzień wakacji. Wybrałem się do centrum, w poszukiwaniu dobrego sprzętu grającego. By dojechać do centrum, czekała mnie dwudziesto minutowa podróż tramwajem. Tam, przecierałem oczy ze zdumienia. Spotkałem osobę, która każdego wieczoru swoim wygląda wprawiała mnie w dobry nastrój. Jednak z mojego świata wytrącili mnie kanarzy, którzy ozięble przywitali się z pasażerami i poprosili grzecznie o przygotowanie biletów. I tutaj niestety dziewczyna o nieznanym mi imieniu miała problem, gdyż nie miała tego biletu. Jakoś długo się nie zastanawiałem, gdy widziałem ją obleganą przez dwóch kanarów. Podszedłem, grzecznie powitałem panów kontrolerów oraz oddałem swój bilet, móiąc, że nie należy do mnie tylko do mojej pięknej nieznajomej. Jako, że dowodu jeszcze nie miałem, osiemnastkę kończyłem dopiero za kilkadziesiąt dni, legitymacji nie wziąłem, czekała mnie wizyta na komisariacie w celu potwierdzenia tożsamości. Dziewczyna nie zdążyła powiedzieć nawet dziękuje, bo kanary wyprowadziły mnie z tramwaju. Zdążyła za to rzucić uśmiechem w moją stronę i wysłać buziaka. Jak ja się wtedy cieszyłem, jak małe dziecko. To był chyba najdroższy uśmiech w moim życiu, bo kosztował mnie on sto pięćdziesiąt złotych i dwie godziny na komisariacie w niemiłej atmosferze, jakbym był jakimś przestępcą i czekał na wyrok za zgwałcenie trójki dzieci. Taki kraj, dobrze, że przy sobie nie miałem żadnego blanta bo dopiero by były jajca, pewnie za brak biletu, zostałbym osądzony za posiadanie małej ilości "narkotyków"... No ale wreszcie mogłem wyjść z komisariatu i załatwić swoje sprawy na mieście. Pomimo, że po tej całej przygodzie, byłem dość zmęczony, wieczorne lenistwo na ławce w parku musiało się odbyć. W sumie, nie liczyłem na to, że pojawi się moja ulubienica ostatnich dni. Kompletnie się zamyślałem, ze słuchawkami w uszach, zamknąłem oczy i odleciałem. Z mojego światu wybudził mnie ktoś, kto klepał mnie po ramieniu. Bardzo miła niespodzianka, to była właśnie ona. Siedziała obok mnie, patrzyła mi się w oczy i uśmiechała jeszcze bardziej niż zawsze. Usłyszałem milion razy dziękuję i pytania jak się może odwdzięczyć. Karolina, bo tak właśnie się nazywał obiekt moich westchnień, chciała mi się odwdzięczyć a ja zupełnie niczego nie chciałem. Palnąłem za to, że w zamian chciałbym ją zaprosić na kawe, wino, blanta, cokolwiek, na co ma ochotę. Ona na to wyjęła kartkę, napisała mi swój numer i powiedziała "za godzinę na plaży". Kurwa mać, nigdy bym sobie nie pomyślał, że takie historie się zdarzają naprawdę, zazwyczaj takie obrazy mamy tylko w filmach. No to co mi zostało, zostało mi kupić jakiś trunek. Po raz pierwszy tyle stałem przy półce z winami i innymi w sklepie zastanawiając się co będzie dobrze. Minęła godzina, my spotkaliśmy się na plaży. Z każdą minutą coraz bardziej zachwycałem się jej osobą, nie chodziło teraz o wygląd, tylko o to co jest w środku. Siedzieliśmy tak do rana, poznając siebie nawzajem. Dzisiaj? Dzisiaj mamy cztery lata później. Właśnie dzisiaj mamy zamieszkać w swoim, naszym wspólnym mieszkaniu. Oboje studiujemy, pracujemy, staramy się być szczęśliwi. I gdy przypominamy sobie tą historię śmiejemy się oboje. Żyć nie umierać, bo życie potrafi być naprawdę piękne!