Czuć jesień
Przytłacza mnie fakt że jesień się rozpoczyna, i że co gorsza coraz bardziej to widać. Już nie długo na lajciku będę mogła siedzieć w domku pod kocykiem i popijać herbatkę, patrząc za okno i współczując tym którzy w deszczu zmierzają załatwić swoje bardzo ważne sprawy. Nie lubię tego okresu. Z każdym dniem będzie coraz gorzej, coraz zimniej. Okrótna jesień uśpi drzewa pozbawiając je ich pięknych, zielonych liści. Dziury w asfalcie znów wypełnią się wodą, która jak na złość będzie musiała znaleźć się na czyimś płaszczu. Aby wyjść gdzie kolwiek z domu będzie trzeba przyodziać coś na grzbiet, i załorzyć cieplejsze buty. Dobija mnie to.
Wytchnienie.
Jeszcze trzy tygodnie temu skakałam do jeziora w ubraniu, i opalałam nogi na rowrze wodnym. W tym momencie nawet bym nie pomyślała o tym żeby umoczyć nogę. Brakuje mi czegoś. być może dzikich galopów po ściernisku, a może poprostu wolności i nie zalerzności. Na mazurach mogłam robić co chciałam. Nikt mnie nie kontrolował, nie mówił że mam posprzątać, albo iść już spać. Brakuje mi tego. Brakuje mi widoku jeziora, Gamety wcinającej liście klonu. Tęskni mi się. W domu nie mam że tak powiem aż tyle prywatności. Chciałabym być już dorosła i wyjść na swoje. Mieszkać sama. Zarabiać na siebie, i nie być rozliczanym z każdego grosza. Nikt nie mówił by mi ile mam zjeść, i co, nie dokarmiał na siłę. Było by cudownie.
pająk.
Otuż siedzę sobie w pokoju. Z głośników leci lenwy Ksabian, pamiątka po zakupach w arkadii. Dzisiejszy wpis miał głównie na celu podjaranie się nowymi conversami których w końcu nie kupiłam, ze względu na to że szkoda mi pieniędzy. Jestem zadowolona z dzisiejszego nalotu na Warszawę, może tylko spotkanie z Zuzą nie było do końca takie jak sobie zaplanowałam. Było jakoś dziwnie. Pacukowi bardzo dziękuję, i podziwiam za to z jaką determinacją łaziła po sklepach.
W pokoju mam chujowo zimno. Siedzę i patrzę na moje nowe zwierzątko- pająka który zadomowił się nad biórkiem.
Jeszcze raz wielkie dzięki za zakupy i cierpliwość do mnie.