- tracąc puls i ciało -
Siedzisz za mną. Obserwujesz jak się przeciągam i zatrzymuję dłonie w okolicach szyi, aby dać ulgę i uwolnić pęcherzyki powietrza, które zaległy pomiędzy kośćmi. Przekręcam jak zawsze głowę w lewą stronę, przymykając powieki przez ból kręgosłupa. Nie ostrzegając, błądzisz wargami po moich nagich plecach i oplatasz mnie niczym winorośl długimi i umięśnionymi kończynami górnymi. Ty również czujesz dreszcz, który przeobraża się w gęsią skórkę i rozbraja moje ciało. Zastygamy. Zastygamy i przeplatamy swoje myśli bez słów. Jak dziecko tulę twoją dłoń do piersi, abyś wyczuł przyśpieszone tętno. Tętno, które teraz razem z kwioobiegiem żyje dla ciebie. Słyszę westchnienie i ciche przepraszam, wyszeptane jakby w tajemnicy przed ścianami. Milczę, ściskając twoją garść jeszcze mocniej, aż sinieją palce. Niemo dopowiadasz słowotok dnia i przemyśleń. Słucham i powstrzymuję się od płaczu. Płaczu bezsilności.
- Kochanie, nie wiem ile wytrzymam. Jestem burzą. a ty burzą z piorunami.
Cicho sza. Pozwalasz dopłynąć słowom do mózgu. Myślisz jak to rozwiązać. Czuję to, przez nagły bezdech. Znów zastygamy. Jak magma. Wrząca magma. Westchnienie z obydwu nozdrzy słychać na zatłoczonej ulicy. Tak, ty też wiesz, że nasze weekendy są przeklętym zaklęciem. Krzywdzimy się wzajemnie, wbijając szkło coraz głębiej. I głębiej. Balsamujemy wszystko uczuciem, które wynika z połączenia naszych ciał w jedność. Zalepiamy rany uśmiechami i spojrzeniami na przestrzał.
- Weźmy ślub. Oświadczę ci się nawet dziś. Ale chcę być pewny tego, że jesteś, będziesz tylko moja, tylko dla mnie.
Wstaję. Wstaję i uciekam od twoich splotów i słów. Czuję pytający wzrok na nagim ciele. Nagiej dłoni, która wdrąża w to wszystko paczkę papierosów i zaraz zapalniczkę. Wiem, że w myślach pytasz samego siebie, czy coś powiedziałeś nie tak, czy nie za wcześnie na takie zapytania. Obserwujesz. Obserwujesz jak siadam na pieprzonym parapecie okna. Jak nerwowo wdycham i wydycham całą zgniłość życia. Jak uciekam wzrokiem, wyszukując chociaż minimalnej, mikroskopijnej chmury na gołym niebie. I milczę, kiedy ciało krzyczy. Ostygam niczym lawa. Powoli. Wręcz flegmatycznie. I liczysz. Liczysz sekundy, minuty, aż wybuchnę. Nie tym razem. Wyrzucam przez otwarte okno pół papierosa. Spoglądam w dół mimo lęku wysokości. I widzę przyszłość. Naszą przyszłość. Wzdrygam się i pędzę w twoje ramiona ja wariatka. Szaleńczo zaczepiam paznokcie o niewidzialne punkty na twojej cielesności. Znów jesteśmy my. Krzyczymy. Osuwamy się ze swoich ciał oddychając nierównomiernie i entuzjastycznie.
- Odpowiedź - dyszysz pod natłokiem zdarzeń i chaosu wulkanicznej eksplozji.
Tak.
Inni zdjęcia: 1510 akcentovaGęś chińska - Anser cygnoides tomaszj85Nymphaea Alba. tomaszj85143. atanaJa nacka89cwa;) virgo123Ja nacka89cwa:) nacka89cwaEgipt jest bezpieczny bluebird11:) dorcia2700