...kiedy po prostu chce się być gitarą.
Ja chcę do pobierowa. Niewiele ponad 100km, a zostawiasz za sobą cały ten szary, śmierdzący szczecin i wszystko złe, co z nim związane. w każdym razie nikomu nie pasuje.
wszystko, co najgorsze dopiero przed nami, niby powinnam sobie wziąć do serca naklejkę "wyluzuj" (czy jakoś tak) z kalendarza Karola, ale nie w tym tygodniu niestety. Potem może się walić. Jedziemy do francji. haha. do włoch też jedziemy, jeszcze nie bardzo wiemy, co i jak, ale zamiary są.
"tato tego słuchał za młodu" (czyli wieki temu haha). W rzeczy samej- tata szpikował mnie wczoraj kolorowymi latami 70 i 80, niestety nie w muzyce rockowej. Nie żebym coś miała do Boney M i tych rytmów. Zwłaszcza wzięło mnie na sentymenty przy Sun of Jamaica!
"widzisz przez muzykę obejrzeliśmy świetny film"- w sumie racja. Kierowałam się głównie muzyką Eddiego Veddera, by oglądnąć Into the wild, ale po obejrzeniu byłam pod wrażeniem. Piękne zdjęcia, widoki, a zwłaszcza przemyślenia, mimo smutnego końca.
potem jeszcze łupneliśmy koncert R.E.M. Billego Idola (już z lat 90) i kawałek Rock in rio II z Gunsami.
a dziś Sweeney Todd, przynajmniej połowa. Niech ktoś wysłucha Pretty Woman, a potem mi powie, że Johnny nie potrafi śpiewać! (o Alanie Rickmanie już nie wspomnę haha).
dalej już tylko mini urodziny mamy, naleśniki itp. potem trzeba było jeszcze dowalić pizzą, jednym słowem- przestrzegam zaleceń lekarza jak cholera! samo zdrowie.
...a jutro znów na "Turystę" !!
Żonnego nigdy nie za wiele.
w każdym razie: Eddie Vedder- Into The Wild soundtrack (mnie w szczególności Hard sun rozwala)
odkrycie siostry: The black keys- next girl