Kolejny wieczór przy "gabriel" Lamba.
Są takie dni, kiedy zastrzyk iluzji pryska.
Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że coś mu nie wychodzi lub nie jest dla niego.
Dziś jest ten dzień.
Kolejny z serii.
Ostatnimi tygodniami (?) passa beznadziejności mnie nie opuszcza.
Czuje się tak jak przysłowiowy "tramepk".
Brak sił na cokolwiek.
Szkoła, dom, rodzina, znajomi, ludzie w autobusie, w sklepie etc.
Prawdą jest, iż człowiek dla tłumów nic nie znaczy.
Mówią również, że miłość uskrzydla.
A pragnienie miłości,... też?
Chciałabym poczuć ten "wir", który powoduje, że ludzie są wstanie zrobić wszystko. W imię ukochanej, ukochanego.
Wogóle, jak to jest.
Narazie nic nie przychodzi mi z superłatwością.
Ale i tak wiem, że nie mogę narzekać.
Nie mam zbytnio podstaw do tego.
Ostatnio usłyszałam, że jestem optymistką.
I zastanawiam się, bła, chyba nawet jestem pewna, że to moja "maska",
że tak właściwie pod nią znajduje się skryta, nieśmiała Aga, która, niestety uważa się za jedno wielkie chodzące nieszczęście.
Talentu dalej nie odkryłam.
Mama powiedziała, że jedną z przyczyn jest mój słomiany zapał.
Racja.
Jednym z milszych stwierdzeń (?) było, że robię ładne zdjęcia, oczu.
Dodało mi to otuchy.
Dziękuję Adasiu. :)
Czasami tak niewiele nam potrzeba, żeby poczuć się dowartościowanym.
Nie łudź się, że osiągniesz swój cel.
Pozostaw to Bogu.
On wie, co robić...
"Przebudzenie nie jest uniesieniem,
lecz urzeczywistnieniem osadzającym człowieka mocno na ziemi pośród trudów i zmagań świata"
Chińskie przysłowie