Jestem zmęczona życiem.
Ciągłe udowadnianie mi, że coś w każdej chwili może się skończyć - dobija mnie.
To tak, jakbym nie mogła cieszyć się tym, że przez chwilę jest dobrze.
To tak, jakby "w życiu piękne sa tylko chwile".
Kruchość istnienia mnie przeraża.
Jedna chwila i już Cię nie ma.
Rok 2010 nie należał do najprostszych.
W ciągu 5 minut musiałam stać się dojrzałą osobą.
Moje myślenie osiągnęło inny półap, jeśli tak mogę stwierdzić.
Jednak rok 2011, pomimo wszystkich moich pozytywnych przeczuć, zdążył mnie rozczarować.
Już nie myślę o nim w kategoriach, będzie dobrze, będzie lepiej.
Ale na zasadzie zwiątpienia.
W siebie, ludzkość, życie, istnienie.
I może wydać się, że pieprzę coś, bez sensu.
Może.
Ale gdyby pomyśleć nad tym chwilkę, nieco dłuższą to znajdzie się sens, który jest głębszy, który nie pachnie czymś przeciętnym.
Zadaj sobie dwa pytania, z serii podstawowych: kim jestem i jak korzystam z danego mi życia?
Zrób to dla siebie, w ramach rachunku sumienia.
Może uzyskasz odpowiedzieź, a może będziesz musiał na nią trochę poczekać.
Ale jedno jest pewne. Prędzej czy później dowiesz się kim, tak na prawdę jesteś.
Oby ten, 2011 rok, był lepszy.
W każdej kwestii.
Bez wyątku.
Wszystkiego dobrego.