właśnie dopijam poranną kawę, jest godzina 7:20, piątek, początek weekendu a ja? ja będę dziś siedziała nad książkami, notatkami żeby tylko się uporać z tym do wtorku... Jak to jest,że są luźne tygodnie na uczelni, gdy nic nie mam a tu nagle koło dzień za dniem i to z najgorszych przedmiotów. Jeżeli chodzi o bieganie w tym tygodniu, to pod względem regularności wspaniale, ale niestety nie było czasu na dłuższe wybieganie, jedyne 10 km wczoraj, co dało ostro popalić mojemu gardłu. W rezultacie dziś rano obudziłam się z niemożliwością przełyku śliny. Ale woda z miodem i cytryną zadziałała i teraz jest w miarę. Może znajdę chwilę na 30 minutowy bieg a jeśli nie to na pewno zrobię coś w domu. W końcu 30 min w ramach przerwy od hiszpańskiego to wybawienie! :)
a na zdjęciu moje zeszłotygodniowe ciacho marchewkowe, pysia!